04-04-2005, 12:24 PM
04-29-2005, 09:54 PM
hier_kommt_die_sonne napisał(a):SHOX!:Wiesz,często to właśnie tacy ludzie mają poważne problemy z życiem.Znam jedną osobę,którą wszyscy uważają za cholernie wesołą,radosną itp.Kiedy szczerze pogadaliśmy okazało się,że żyje być może dlatego,że nieraz miała szczęście.Smutne jest to,że często nikt nie potrafi dostrzec tej drugiej twarzy i wyciągnąć pomocnej dłoni.
Chodziło mi oto, ze była zwykła dziewczyną, słuchającą ozona i 3 wymiaru [bueh] itp, wesoła, zabawna...
Zresztą, to nie ma sensu, gadac o tym
04-29-2005, 10:56 PM
Na tym polega różnica między silnymi a słabymi:
Silni nie rozgadują wszystkim naokoło każdego swojego problemu. Co innego osobom, które znają i którym wiedzą, że można zaufać.
Silni nie rozgadują wszystkim naokoło każdego swojego problemu. Co innego osobom, które znają i którym wiedzą, że można zaufać.
04-29-2005, 11:48 PM
To jakieś fatum, że akurat teraz odgrzebaliście ten temat... :? Nieistotne...
Często jest tak, że osoba z problemami nie szuka pomocy... Duma, czy wstyd? I zdarza się, że kiedy ktoś chce pomóc spotyka się z agresją i stwierdzniem, że to nie jego interes. I w takiej sytuacji człowiek jest bezradny, bo nie wie co robić. Uszczęśliwiać na siłę? Czy zostawić sprawy własnemu biegowi?
Często jest tak, że osoba z problemami nie szuka pomocy... Duma, czy wstyd? I zdarza się, że kiedy ktoś chce pomóc spotyka się z agresją i stwierdzniem, że to nie jego interes. I w takiej sytuacji człowiek jest bezradny, bo nie wie co robić. Uszczęśliwiać na siłę? Czy zostawić sprawy własnemu biegowi?
04-29-2005, 11:51 PM
Tuomasss napisał(a):I w takiej sytuacji człowiek jest bezradny, bo nie wie co robić. Uszczęśliwiać na siłę? Czy zostawić sprawy własnemu biegowi?Śliska sprawa, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą problemy heartowe

04-29-2005, 11:59 PM
aXe Rose napisał(a):Tuomasss napisał(a):I w takiej sytuacji człowiek jest bezradny, bo nie wie co robić. Uszczęśliwiać na siłę? Czy zostawić sprawy własnemu biegowi?Śliska sprawa, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą problemy heartowe
Akurat w tym przypadku było ogólnie... Rozwiązywania cudzych problemów sercowych raczej unikam... jak słusznie zauważyłeś śliska sprawa.

05-02-2005, 05:52 PM
Ale gorzej gdy się chce a nie można takiej pomocy pocieszenia od nikogo otrzymać...Bo stało się tak a nie inaczej, bo jest się tu a nie tam gdzie się powinno...
U mnie właśnie tak jest...Popełniłem bład i posypało się wszystko jedno po drugim nadal sie sypie...NA dodatek doszedo do tego poważne pogorszenia stanu zdrowia mojego dziadka...I w ogóle kurwa mam dość...Ale samobójstwo??TO nie dla mnie...
U mnie właśnie tak jest...Popełniłem bład i posypało się wszystko jedno po drugim nadal sie sypie...NA dodatek doszedo do tego poważne pogorszenia stanu zdrowia mojego dziadka...I w ogóle kurwa mam dość...Ale samobójstwo??TO nie dla mnie...
05-02-2005, 08:57 PM
Na dobrą sprawę - co da pocieszenie? Jeśli rzuci mnie laska, to choćby 100 000 kumpli wyciągało mnie na wódkę i mówiło, że nie była mnie warta - nie poprawi mi to nastroju..
Samobójstwo... przyznam się, że czasem chodzi po głowie. Rzecz w tym, żeby w czasie dołów zabijać myśli, czym się da - w moim przypadku grając na gitarze naprawdę głośno. Sporadycznie zdarzały się sznyty - ale "bezpieczne", poprzeczne, czyli takie, od których nie sposób umrzeć. Po prostu świetnie rozładowywały wściekłość, agresję... Nie były też "demonstracyjne", gdyż i tak ukrywam nadgarstki pod rzemykami, gumkami i pieszczochami..
Samobójstwo... przyznam się, że czasem chodzi po głowie. Rzecz w tym, żeby w czasie dołów zabijać myśli, czym się da - w moim przypadku grając na gitarze naprawdę głośno. Sporadycznie zdarzały się sznyty - ale "bezpieczne", poprzeczne, czyli takie, od których nie sposób umrzeć. Po prostu świetnie rozładowywały wściekłość, agresję... Nie były też "demonstracyjne", gdyż i tak ukrywam nadgarstki pod rzemykami, gumkami i pieszczochami..
05-02-2005, 09:42 PM
...wystarczy że od czasu do czasu wyciągam z dołka (hm.. kopalni) moją najlepszą kumpelę. I też były czasem teksty o samobójstwie.
Nie, nie wrzeszczałam. Ja nie krzyczę, jeżeli nie muszę. Po prostu w momentach krytycznych najspokojniej pytam i słucham odpowiedzi. I kiedy w takich momentach człowiek zdaje sobie sprawę, ile rzeczy jeszcze może mu się zdarzyć, to myśl o samobójstwie natychmiast ucieka. Sama jestem zdecydowanie NIE dla samobójstwa. Czemu? Bo to ucieczka przed życiem, najprostrze wyjście. Haczyk tylko jest taki, że cofnąć się trudno. Kilka razy odwiedziłam "kopalnię" i podniosłam się. I teraz wciąż staram się ciągnąć w górę, a przeciwności i kłody pod nogami po prostu mam głęboko gdzieś. Nikt nie mówił że będzie łatwo. I nie jest. Nie jestem idealistą, patrzę na świat realnie. I wiem, że jeżeli czegość chcemy, to proszenie wiele nie da, po prostu trzeba przestać smęcić i wziąść się do roboty. I to w sumie tyle.
Aha, szlag mnie trafia, jak widzę osoby ze sznytami na rękach "bo to takie mroczne i gotyckie" albo dlatego, że "się będę buntował/a bo mi coś nie pasuje". Takim to tylko podejść i strzelić w pysk. No cóż, kończę te wywody... a Wy róbcie co chcecie - w zasadzie to Wasze życie i sami je sobie zwalicie.
Nie, nie wrzeszczałam. Ja nie krzyczę, jeżeli nie muszę. Po prostu w momentach krytycznych najspokojniej pytam i słucham odpowiedzi. I kiedy w takich momentach człowiek zdaje sobie sprawę, ile rzeczy jeszcze może mu się zdarzyć, to myśl o samobójstwie natychmiast ucieka. Sama jestem zdecydowanie NIE dla samobójstwa. Czemu? Bo to ucieczka przed życiem, najprostrze wyjście. Haczyk tylko jest taki, że cofnąć się trudno. Kilka razy odwiedziłam "kopalnię" i podniosłam się. I teraz wciąż staram się ciągnąć w górę, a przeciwności i kłody pod nogami po prostu mam głęboko gdzieś. Nikt nie mówił że będzie łatwo. I nie jest. Nie jestem idealistą, patrzę na świat realnie. I wiem, że jeżeli czegość chcemy, to proszenie wiele nie da, po prostu trzeba przestać smęcić i wziąść się do roboty. I to w sumie tyle.
Aha, szlag mnie trafia, jak widzę osoby ze sznytami na rękach "bo to takie mroczne i gotyckie" albo dlatego, że "się będę buntował/a bo mi coś nie pasuje". Takim to tylko podejść i strzelić w pysk. No cóż, kończę te wywody... a Wy róbcie co chcecie - w zasadzie to Wasze życie i sami je sobie zwalicie.
05-02-2005, 11:02 PM
Frustra napisał(a):Aha, szlag mnie trafia, jak widzę osoby ze sznytami na rękach "bo to takie mroczne i gotyckie" albo dlatego, że "się będę buntował/a bo mi coś nie pasuje". Takim to tylko podejść i strzelić w pysk.brawa dla tej pani.
ja proponuje zamiast dziargania sie zyletkami wsadzic reke we wrzatek... bol fizyczny lepszy od psychicznego? prosze bardzo - kaleczcie sie do woli, jeno nie robcie z tego meki panskiej... bosh znam paru delikwentow ktorzy biegaja i wymachuja swymi sznytami, twierdzac ,ze kazda z nich to zawod milosny badz cos w tym stylu, sami przyznacie ze to zabawne, ne?
05-02-2005, 11:40 PM
Ja się nie będę powtarzał. Chyba większość zna moje zdanie w sprawie cięcia się...
A co do gadania o samobójstwie to podobnie. Mam alergię na takie teksty. Dostję ciężkiej kurwicy jak to słyszę.
To tyle zmojej strony w sprawie objawów skrajnej głupoty... Dziękuję za uwagę.
A co do gadania o samobójstwie to podobnie. Mam alergię na takie teksty. Dostję ciężkiej kurwicy jak to słyszę.
To tyle zmojej strony w sprawie objawów skrajnej głupoty... Dziękuję za uwagę.
05-03-2005, 01:17 PM
...ewentualnie jak ktoś do Ciebie podbiegnie pokazać Ci sznyty, to możesz wyciągnąć zza pazuchy siekierę i mu te ręce upier*olić... więcej sznytów na nadgarstkach mieć nie będzie... A "ciężka kurwica" to czasem za mało powiedziane...
05-05-2005, 07:18 PM
Na szczęście nie znam żadnej osoby,która robi takie coś dla szpanu.Co do upierdolenia rąk takim jednostkom-popieram 

05-05-2005, 07:37 PM
przyznaję, przechodziłam okres cięcia w wieku 12-13 lat. ale to wtedy wydawało się szpanerskie...
A co! 



05-07-2005, 03:10 PM
Kurwa nieźle trzeba mieć najebane w głowie, żeby się ciąć dla jaj.