Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Tuomasss: ten brakujący element daje motywację, ne? i co my byśmy zrobili bez swoich niezaspokojonych potrzeb... ;)
cóż, prawda jest taka, że jeśli nie będziemy potrafili cieszyć się z banałów codziennego życia, rzeczy pozornie małych, zwyczajnych i na pierwszy rzut oka nieistotnych, nie będziemy również potrafili czerpać szczęścia z tych rzeczy wielkich, graniczących z marzeniami :)
Arion: Wysoce jest prawdopodobne, że gdyby nie ten brakujący element to ja założyłbym, ten topic. Wielkie dzięki temu komuś kto nade mną czuwa za to, że mam coś (kogoś) takiego...
eee moj brakujacy element to cos innego ^^ materialne raczej

ja sie ciesze ze smiesznych czesto rzeczy: że nikt mnie rano nie obudził, że chleb ma dobrą skórkę itp.
ja czasami mam wszystkiego dosc .. i naprawde nie chce mi sie zyc .. ale jednak warto ..jest tyle pieknych rzeczy .. wspolne koncerty.. wypady w gory .. gadanie przy winie .. albo schizy jazzowe... nieprzewidziane akcje .. mili ludzie ktorzy usmiechaja sie na ulicy ...wiatr kiedy wystawi sie glowe przez okno w pociagu ... noc nad morzem w czasie sztormu z najlepszymi przyjaciolmi ....
zamienilbyscie tez wszytskie cudne chwile w waszym zyciu na smierc ...
chyba jeszcze nikomu na tym forum 30 nie stuknela?
a to znaczy ze mamy przed soba prawdopodobnie wiecej niz polowe swojego zycia ....i jeszcze tyle sie moze zdarzyc .. mozna spotkac tylu ludzi ktorzy moga zmienic nasze zycie o 180stopni .....
a pozatym pomyslcie .. chcecie sie zabic a ktos oddal by wszystko za minute waszego zycia ....
gdzies na swiecie wlasnei9 w tej chwili umiera niezaleznie od swojej woli ktos w waszym wieku ...
jest jakis cel dla ktorego jestescie na tyle zdrowi aby zyc....moze to wy sprawicie ze ktos zamiast samobojstwa wybierze zycie

to tyle odemnie
Jeżeli patrzymy na życie przez pryzmat śmierci a to bądź co bądź jest nieuniknione to ono nie ma senu z tego powodu, że wszystko co ma swój koniec nie ma celu bo napewno się kiedyś skończy, i wszystko po tym też się zakończy, zacznie się coś nowego ale też się skończy. Życie człowieka to tylko egzystencja lepsza lub gorsza i musimy z tym żyć, a na łożu śmierci naprawdę nic nie będzie cię obchodziło czy to co robiłaś i to czego nie zrobiłaś miało jakiś sens, bo to będzie twoja ostateczna agonia... poczujesz pustkę, samotność i odejdziesz. Nikt naprawdę nie wie, czy nasze poczynania mają do czegoś doprowadzić... ? czy też jesteśmy jednym z wielu bytów które przeminą, bardziej skłaniam się za tą drugą tezą. A jeżeli już naprawdę chcesz wiedziec jakie życie ma cel, to ci powiem... może mamy dążyć, przedzierać się przez kolejne zakamarki ludzkiej duszy, odkrywać nowe lądy, podbijać kosmos i kierować się w stronę tego w co wierzymy, może mamy odnależć Boga ? także w sobie, spojrzeć na początek z jego perspektywy ? ... a może celem życia jest właśnie śmierć, może to jedyne wyście by go poznać...

Cytat:ja sie ciesze ze smiesznych czesto rzeczy: że nikt mnie rano nie obudził, że chleb ma dobrą skórkę itp.
Śmieszne rzeczy...
Że kedy wstaję świeci słońce, świeży chleb na śniadanie, że rano w radiu zagrają Under The Bridge, że chodnik jest odśnieżony i nie muszę brnąć przez zaspy...
Zwyczajne, może niektórym wydają się głupie, ale cieszą...
Nie da sie wyjasnic sensu zycia - powodu, dla ktorego zyjemy. Mozemy sie tylko starac aby to zycie przezyc jak najlepiej - w najlepszy mozliwy sposob wykorzystac czas, ktory zostal nam dany bo kazda godzina moze byc ostatnia.
Hmmm - chociaz po glebszym zastanowieniu doszedlem do wniosku, ze sensem zycia jest szukanie sensu zycia czyli sily napedowej. Moze to byc osoba, jakas rzecz lub cel, ktora powoduje, ze czujemy w sobie sile - chec zycia. Ja taka sile napedowa znalazlem i jestem gotow zrobic dla niej wszystko - wszystko ... ale wykluczajac rzeczy zle.
Życie nie ma sensu, człowiek nie rózni się sensem istnienia od mrówek, również nie wie po co coś robi ale robi... (wiem że to nie jasne...).
To samo nieustająca walka o byt i "stanowisko", po co to komu? Człowiek może być menelem z dworca ale jest szczęśliwy, lub może zarabiać miliony a i tak wszystko go wkurwia i zawsze chce więcej.
Przecież nikomu z was nie objawiła się jakas postać i nie powiedziała "Twoim celem do osiągnięcia jest ...! Staraj się to osiągnąć" I tyle staramy się do zasranej świerci jak sie uda

a jak nie

i kaplica.
A samobójstwo to droga dla tchórzy, takich co nie potrafią sobie poradzić w trudnych sytuacjach i dołują samych siebie...
PS. A najlepiej to się zastrzelić... Ale to ostateczność...
Jeszcze w grudniu sam poważnie się zastanawiałem, co się stanie z moim życiem. A potem kogoś poznałem w najmniej oczekiwanym momencie i wszystko się zmieniło - nie twierdzę, że nie mam problemów, ale przy tej osobie nie brak mi chęci życia i rozwiązywania wszystkich trudności.
Także wszystko czasem jest kwestią chwili - życie może się czasem naprawić tak szybko, jak się spieprzyło...
czy zdaliście sobie sprawę, że z Waszych wypowiedzi generalnie wynika, że sens stanowi miłość?
Tuomasss napisał(a):Brutalne: samobójstwo to tchórzostwo. Trzeba umieć stanąć twarzą w twarz ze światem, a nie uciekać...
Też tak uważam. Nie należy uciekać przed problemami, bo to jedynie oznaka słabości. Nie można mówić, że życie nie ma sensu skoro "wokół aż roi się od celów" (może ktoś skojarzy z jakiego filmu to cytat), a jeśli ich nadal nie widzimy, trzeba sobie je wyznaczać.
Arion słusznie zauważyła, że dla wielu sens życia stanowi miłość. Faktycznie, bo to uczucie chyba najsilniej działa na naszą psychikę, tyle, że dla mnie jest to tylko jeden z wielu pośród ogromu celów, które sobie w moim życiu wyznaczyłem.
...sama kiedys myslalam w podobny sposob..zycie bylo jedna wielka passa niepowodzen wiec po co sie z nim uzerac....samobojstwo=rozwiaznie wszystkich problemow..taki spokoj..swiety spokoj..o ktorym marzylam...to bylo najlepsze wyjscie...najbrutalniejsze..ale najlepsze....
jednak moj tok myslenia zostal zmieniony..gdy..w ostatnie wakacje..dowiedzialam sie ze chlopak z mojej szkoly...(moj rowiesnik)...podczas pobytu nad jeziorem....utonal...mimo ze jakos szczegolnie nie bylam zwiazana z nim..to jednak wiadomosc o jego smierci tak mnie poruszyla...ze od tego momentu zadna mysl samobojcza nie przeszla mi przez glowe...
dzis wiem ze zycie to bezcenny dar...bo nikt nie otrzyma go po raz drugi..dlatego trzeba sie nim cieszy...bo wielu z nas juz tego zrobic nie moze...
a co do celu zycia...kazdy ma swoj...jedni go odnajduja inni nie...droga do odnalezienia szczescia w zyciu jest zadowolenie z niego...
usmiech- jedna czynnosc potrafi odmienic cale zycie...jeden usmiech..tak niewiele a tak duzo moze zmienic...trzeba go nosic caly czas na swojej twarzy..
usmiechnac sie gdy przyczyna twojego wyrwania z rozkosznego snu beda promnienie sloneczne padajace na twoja twarz...albo mijajacy cie czlowiek odpowie na twoj usmiech..kiedy ktos kto przez przypadek wpadl na ciebie powie "przepraszam"...zawsze i wszedzie trzeba byc zadowlonym/....bo zycie sklada sie z chwil...ktore nas mijaja..ale zadna juz nie powroci..kazda stracona chwila nigdy nie powroci..wiec czy jest sens ich marnowania...
a co sie tyczy samobojstwa..??...z jedenj strony to tchorzostwo z drugiej odwaga...jednak czy warto tak ryzykowac..nikt z nas nie wie co jest po drugiej stronie...
A ja myślę, że mimo tego wszystkiego co złe i przytłaczające ciagle warto żyć, choćby tylko po to by wykąpać się pod rynną w czasie letniego deszczu, czy poczuć chłód płatka sniegu, który wpadam wam za koszulę. Właśnie takie momenty mimo swojego zerowego znaczenie zostają mi w pamięci najdłużej.
Czasem wystarczy posiedzieć nad strumykiem lub przespacerować się wieczorem po lesie by poznać ten prawdziwy smak życia. Jak byłem mały lubiłem leżeć na pomoście, często nawet całymi dniami patrzeć jak pod taflą wody kręci się ten mały-wielki świat. Dokładnie tak jak mówi dark soul..., jeden przelotny usmiech obcej osoby może być najcudowniejszy na świecie, jeśli tylko zapragniemy dostrzec jego piękno. Cieszmy się z małych rzeczy i starajmy się żyć tak, by niczego nie stracić. Nie można żałować swojej przeszłości - jej już nie zmienimy. A przyszłości? ją ciągle możemy budować.
Nie ma sensu odbierac sobie tych wszystkich wspaniałych chwil, które mogą nam się przytrafic. Zabijając siebie nie dajemy sobie szansy na zmiany, poprawę. Póki żyjemy wszystko jest możliwe.
Wiem...zabrzmiało jak wywody pieprzonego romantyka i optymisty, ale tak chyba jest naprawdę...
Widzisz gannon - jednym to wystarcza, a drugim nie...
Ja mam tak dziwnie, że muszę stale uciekać przed samotnością, bo jak przez chwilę poczuję się samotny to dosłownie odchodzę od zmysłów, zachowuje się dziwnie, rozwalam co się da itp... Dla mnie jedyne wyjście, żeby w życiu wytrzymać, to częste koncerty, imprezy itd. z dodatkiem poprawiaczy humoru i najlepiej chociaż jedną dziewczyną, z którą można potańczyć i się do niej troszkę poprzytulać... Co gorsza musi to być połączone z huśtaniem się na granicy, upijaniem się choćby po to, by wnerwić przechodniów, rodziców i ewentualne gliny na ulicy... Odczuwam dziwny wstręt do bycia "grzecznym i spokojnym", zawsze muszę coś odwalić, chociaż bardzo rzadko jest to połączone z zaczepianiem ludzi (pamiętam tylko jeden taki przypadek, jak po pijaku zacząłem rzucać gałązkami w jakichś dresów). Jak tego brakuje, to zostaje hałas muzyki w moim pokoju, który jest jedynym sposobem by zagłuszyć dziwne poczucie pustki i upływu życia... Jak już jestem wieczorem w domu, to po prostu MUSZĘ wrzeszczeć te piosenki albo grać je na gitarze - jedyny sposób, by dać jakiś upust emocjom, co muszę robić non-stop... Chyba, że akurat jestem ze swoją dziewczyną - wtedy czuje się rzeczywiście szczęśliwy i wszystko to odpływa...
Dlatego trudno by mi raczej było znaleźć sens życia w kontakcie z naturą i tym podobnych "momentach o zerowym znaczeniu"...
hmm..no tak kazdy lubi to co lubi

... nieraz potrzebuje byc sama...oderwac sie od wszytskiego i byc zupelnia sama w otchlani samotnosci jaka jest moj pokoj...lubie spedzac sobie godziny nocne..(gdy nie moge zasnac)... siedzac na lozku..zaplic sobie swieczki i popatrzec w gwiazdy, ktore spogladaja na mnie przez okno w dachu...czasem to pomaga..albo posiedziec sobie wsrod lanow zboza(w odleglosci ok..500 m od mojego domu..znajduja sie pola i laki...czesto sa one miejscem ognisk,ktore razem ze znajomymi tam robimy)..i wsluchac sie w cisze..i tak czekac..i tak trwac..i nic nie robic..i nie uciekac..i tak czekac..
no ale oczywiscie spotkania z przyjaciólmi...wypaday na imprezy..na koncerty..czy mozna to czyms zastapic?..nie sadze...moze wlasnie to jest sens zycia...moze to wlasnie to co nadaje mu wartosc...moze szukamy w zyciu czegos innego...czegos wielkiego...a nie zauwazamy rzeczy prostych...malo wymagajacych...ktore rowniez daja nam satysfakcje..(przynajmniej mnie

)...moze to wlasnie o to w zyciu chodzi..by dostrzegac to wszytsko co znajduje sie wokol nas...a nie patrzec z gory na horyzont za ktorym znajduje sie nieznana nam rzeczywistosc..
..patrzac w dal..nie zwracamy uwagi na otaczajace nas przedmioty..a moze warto?...
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11