Jest jeszcze jeden taki stereotyp: Że jak ktoś nosi glany, to od razu metal. Ja np. chodzę w glanach, ubieram się na czarno, ale na pewno żadnym metalem nie jestem. Nie mówiąc o tym, że metalu prawie wcale nie słucham, jak już to jakiś doom, albo symfoniczny, czy coś takiego. A jak "metal" też raczej do końca nie wyglądam (A tak właściwie to też głupota: metal wygląda tak i tak i koniec). Chyba, że tak się ludziom kojarzy, jak mnie w trampkach widzą

. Ale oczywiście od razu jest (zwłaszcza w klasie), że ja jestem metalem, brudem, satanistką i koniec. Bo noszę glany. A jak kiedyś powiedziałam mojemu "koledze" z klasy, że słucham przede wszystkim gotyku, nie metalu (Coś tam się do mnie darł udając growl o jakimś metalu i szatanie), to zrobił minę pod tytułem "jedno i to samo" i dalej udawał growlowanie. Pisaliście gdzieś tam wcześniej o religi i jeszcze wcześniej o rodzinie. Ja z tym jakoś problemu nie mam, mojemu tacie podoba się kilka zespołów, których słucham, sam się śmieje z tych stereotypów, z mamą nie mieszkam, kontaktuje się z nią przede wszytskim przez internet (daleko mieszka

), ale jej to też nie przeszkadza za bardzo, czasem mnie tylko wkurzają teksty w stylu: "Ja też kiedyś ubierałam się na czarno, rozumiem cie, wiem jak to jest, chce się pokazać światu, ze ma się czarne myśli itd.". Jak jej powiedziałam, że ja jestem raczej optymistką to się chyba zdziwiła, ale tak poza tym to jest fajnie. Co do dziadków... Moja jedna babcia nic nie mówi, raz tylko jak mój pokój zobaczyła, to powiedziałą, że nie wie co się ze mną dzieję, że się tak w ciemnych kolorach miłuje, ale tak poza tym to jest spokój. Z drugą babcią też jest dobrze, tylko czasem mam wrażenie, że wolałaby, żebym chodziła w słodkich kolorkach, ale nic nie mówi. Nawet mi fajna spódnicę kiedyś dała i ciągle od niej jakieś koszulki dostaje. (czarne, nie różowe

). Fajne są

A dziadek ma chyba najlepsze podejście. To znaczy ubiera się jak chce, ma nawet koszulkę z twarzą diabła i mówi, że śmiesznie się na niego ludzie gapią, jak w niej wychodzi i w ogóle jest super, można z nim o wszystkim pogadać i mi fajne książki pożycza, z resztą z tą drugą babcią też. Mam o tyle fajnie, że cała rodzina oprócz tej pierwszej babci jest nie wierząca (a mam sporą rodzinę), razem z jakimiś tam ciociami, wujkami i rodziną męża mojej mamy. A co do religi, to mi katechetka czasem pozwalała zostać(bo tak normalnie to nie chodzę od zawsze), ale widzę, ze robi to raczej nie chętnie, raz przez prawie miesiąc nie mogłam przyjść, bo koleżanka podała mi karteczkę i ona stwierdziła, że ja jej rozwalam lekcję, że uczniów rozpraszam

A drugiej dziewczynie, która też nie chodzi na religię, a nie ubiera się na czarno, pozwala zawsze zostać. Ale i tak później chodziłyśmy do świetlicy, trochę nudno zcasem tam siedzieć, zwłaszcza, że nie możemy się odzywać na żaden temat...
Dobra nieważne już, trochę się rozpisałam
