Hmm.. to ja miałem kiedyś ciekawy sen...źle świadczy o mojej psychice. Śnił mi się jakoś tak zeszłego lata, ale takich rzeczy się nie zapomina

No więc we śnie terroryści wysadzili biały dom

bombą atomową

, całe wschodnie wybrzeże US-raju zniszczone i w ogóle tragedia. Następnym celem był, uwaga... Belweder

No i czekamy całą rodzinką w domu na falę uderzeniową, ale jakoś fartem podmuch był tu mały (mieszkam koło Kraka), tylko dom przewrociło na bok i wyrwało z fundamentów

. Poza tym porobiły się tu jakieś wąwozy, takie małe wodospady, rzeka jakaś... i zgadnijcie - płyniemy tym przewróconym domem

, aż dopłynęliśmy do czegoś w rodzaju kanionu Kolorado

- tam się zatrzymaliśmy i wysiedliśmy - i jest taka przełęcz niby, nad urwiskiem jakimś, w ogóle widoki piękne, prawie zero roślin, no pustkowie, to idziemy drogą. A tam - patrol: trzech gostków w zbrojach, z mieczami itd

to jakoś się z nimi zabraliśmy i doszliśmy do jakiegoś spróchniałego sporego drzewa, a raczej jego szczątków, tak, że można było wejść do środka... to było wieczorem, i podsłuchałem tam dwóch gości w czarnych płaszczach mówiących coś o przebudzonym czarnym smoku, i o tym że mają smocze jajo i o panowaniu nad światem

- potem się obudziłem. Najgorsze jest to, że wcale nie zmyślam - naprawdę mam taką pooraną wyobraźnię

Za dużo RPG
Więc dochodzimy do konkluzji, iż ewenement jest ewidentnym paradoksem konstruktywnej rekapitulacji skolidowanej na adekwatnych arkanach pryncypialnej dystrybucji.