- Liczba postów:
- 862
- Liczba wątków:
- 7
- Dołączył:
- Jun 2004
- Reputacja:
-
0
Póki co jestem solo, ale nie narzekam. Po prostu jest mi z tym dobrze
by the grace of god almighty
and the pressures of the marketplace
the human race has civilized itself
it's a miracle
roger waters
- Liczba postów:
- 901
- Liczba wątków:
- 16
- Dołączył:
- Jan 2005
- Reputacja:
-
0
Arion napisał(a):co do wypowiedzi Jałokima odnośnie podróży stopem, koncertów i im podobnych - wiesz, zawsze zależało mi, żeby partner był nie tylko partnerem, ale też kumplem i przyjacielem. jeżeli potrafi się traktować ukochaną osobę w tak różny sposób, nie tylko lepiej się ją poznaje, ale też otwiera się przed sobą nowe możliwości. :>
zresztą, naprawdę nie trzeba wszędzie jeździć razem, trochę tęsknoty nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie - uzmysłowi kilka spraw ;]

ty mi nic nie pisz o tęsknocie bo byłem w na serio cholernie poważnym (chociaż wam przez to co zaraz po tym napisze mozę wydawać się to śmieszne) trwajacym 2 lata zwiazku z dziewczyną mieszkającą ode mnie 400 kilometrów. W sumie to widywaliśmy sie dość często (stosunkowo) bo około raz na miesiąc przyjeżdżałem na co najmniej od 4 do 7 dni

To był okres kiedy najwięcej w swoim życiu przejechałem na stopa...

Przez pierwsze 3 wyjazdy miałem takie dymy w domu że to poezja, bo znikłałem na tydzień bez żadnego słowa. Dzwoniłem dopiero z miejsca ze jestem cały i zdrowy i wróce za tydzień. Wiedziałem żę nie zostane puszczony na taką podróż, bo nigdy nei jeździłem na taki dystans stopem, a facetowi cholernie cieżko tak zasuwać... oj ciężko... W każdym zrazie przez te 2 lata nei byłem praktycznie na żadnym koncercie (nie licząc tych na których byliśmy razem, ale na tych się nie bawiłem w młynku bo obydwoje zdecydowanie woleliśmy się nei rozdzielać ;P). Ja nie rezygnowałem z koncertów, po prostu nie chciałem o dodatkowy stres przyprawiać mamci, jeszcze bardziej zawalać szkoły (wszystko w miare mozliwości nadrabiałem ale na takich przedmiotach jak matma po prostu trzeba być obecnym żęby zrozumieć. To był pierwszy raz w życiu kiedy z matma miałem krucho ;P

), a na ogół akurat w czas koncertu wypadał mój wyjazd. Ale nie, nie myślcie że żałuje tych wszystkich młynów które przegapiłem. O nie... Za n ic nie oddam wspomnień tamtych chwil, które spędziłem z tą osobą. Tylko właśnie... jest takie jedno "ale" któego nie potrafie wyjaśnić... Jednocześnie nie tęskniłem, ale na pewno bym chciał pobawić się sam. Moze tak napisze: po prostu nei mieć lepszego wyboru
[inwizobol mołd]Jam jest siewcą uśmiechów, a mordy smutne mem gruntem ornym, na którem krzak bananowca owocem nie skąpi[/inwizobol mołd]
eh ;)
rozumiem. i podziwiam - związki na odległość to, przynajmniej dla mnie, ciężka sprawa, wymagająca wiele siły i zaparcia.
Goldie: terapia u mnie? XD boże, widzisz a nie grzmisz, toż to koniec świata dla resztek zdrowia psychicznego ;]
- Liczba postów:
- 901
- Liczba wątków:
- 16
- Dołączył:
- Jan 2005
- Reputacja:
-
0
Goldie napisał(a):ja miałem tylko 35km ale potrafiłem bez uprzedzenia z chaty wyjść i pójść pieszo, to tylko 5 godzin ;P
chyba bardzo szybko chodzisz

mi taka podróz zajmowała coś koło 6, 7 godzin jak nikt sie nie zatrzymywał
[inwizobol mołd]Jam jest siewcą uśmiechów, a mordy smutne mem gruntem ornym, na którem krzak bananowca owocem nie skąpi[/inwizobol mołd]
- Liczba postów:
- 3,230
- Liczba wątków:
- 216
- Dołączył:
- Jun 2004
- Reputacja:
-
0
Geez, ja mialem 100m, i co z tego? Przeciez, nie odleglosc sie liczy,.. Przynajmniej takie jest moje zdanie na ten temat.
Ciekawe czy panie, ktore cenia sobie wolnosc i niezaleznosc, spotykajac druga polowke o identycznych wartosciach, bylyby w stanie nie myslec tylko o sobie, ale wlasnie o partnerze ;} W koncu nam tez sie cos nalezy, nie? W pewnym sensie, to byl powod dla ktorego po 3 latach, zrezygnowalem z tego jakze ciekawego zwiazku ;)
wolność i niezależność wcale nie kłócą się z ideą partnerskiego związku, mój były nie narzekał na brak uwagi ani drugoplanowe traktowanie... w ogóle na nic nie narzekał XD
więc jak widać te cechy w niczym nie przeszkadzają przy odpowiednim doborze charakterów ;]
- Liczba postów:
- 901
- Liczba wątków:
- 16
- Dołączył:
- Jan 2005
- Reputacja:
-
0
[inwizobol mołd]Jam jest siewcą uśmiechów, a mordy smutne mem gruntem ornym, na którem krzak bananowca owocem nie skąpi[/inwizobol mołd]
- Liczba postów:
- 901
- Liczba wątków:
- 16
- Dołączył:
- Jan 2005
- Reputacja:
-
0
Arion napisał(a):Jałokim napisał(a):]
a co do tego to się nie zgodze, bo jedyne czego wymaga to uczucie na tyle silne by przetrwało przeciwności
to oczywiste ;]
chociaż nadal uważam, że taki związek jest potężną próbą charakteru.
w sumie prawda... Myśle że rajca jest gdzies tak po środku
[inwizobol mołd]Jam jest siewcą uśmiechów, a mordy smutne mem gruntem ornym, na którem krzak bananowca owocem nie skąpi[/inwizobol mołd]
nie ma złych partnerów samych w sobie, są tylko źle dobrani (:
dla mnie sam dojazd nie jest aż takim problemem jeśli chodzi o związki na odległość - to da się przeskoczyć.
ale tego specyficznego 'bycia', świadomości, że ta osoba jest zawsze na wyciągnięcie ręki, że ty w razie czego jesteś blisko, nie da się niczym zastąpić. to zupełnie co innego tęsknić do kogoś, kto mieszka kilka ulic dalej, a kogoś, od kogo dzielą długie kilometry.
w tym tkwi jakieś rozgorączkowanie, taka para nie może pozwolić sobie podczas spotkania na marnowanie czasu, bo dla niej jest tak cenny, i na ogół krótki, że musi czerpać jak najwięcej z każdej chwili. tak, ma to swój urok, ale też kilka wad, ne?
poza tym często różne rzeczy trafiają w nas zupełnie niespodziewanie, wtedy potrzeba drugiego człowieka do jakiegoś ustabilizowania się, osiągnięcia spokoju. i nie o rozmowę najczęściej chodzi. ciężko wtedy przeskoczyć fizyczny dystans.
nie mam za sobą związku na odległość, ale mój kochany przyjaciel mieszka dobre 6 godzin tłuczenia się z wpizdu pkp, więc widujemy się dość rzadko, kilka razy do roku. jak dotąd żaden gad, żaden list czy zarwana noc rozmów przez skype'a nie zdołała mi zastąpić chwil, które spędzaliśmy razem.
i nie mam pojęcia jak takie osoby przezwyciężają pustkę po wyjeździe bliskiego. ja na ogół przez 2-3 dni po wyjeździe kogoś takiego ode mnie, czy też nawet skończonej zjazdowej imprezie albo konwencie, łażę jak struta ^^