No, wreszcie ktoś zarzucił jakiś temat o muzyce
Płyta roku (nie chciałem pomijać, to od razu podałem większą ilość):
1. Killing Joke - Hosannas From The Basement Of Hell
2. Ścianka - Pan Planeta
3. Myslovitz - Happiness is easy
4. Darkthrone - The Cult Is Alive
5. David Gilmour - On An Island
6. Gotan Project - Lunatico
7. Jacek Olter - Jacek Olter i 50 artystów
8. Thom Yorke - The Eraser
9. Eldo - Człowiek, który chciał ukraść alfabet
10. Motorhead - Kiss of death
11. Pearl Jam - Pearl Jam
To tyle jak narazie, dodam jeszcze, że nowego Slayera słyszałem tylko raz, więc pewnie niebawem dodam ich do I dziesiątki.
Debiut roku:
Dirty Pretty Things - Waterloo To Anywhere
Grupę założył Carl Barat - były współlider The Libertines (nigdy nie słyszałem tej kapeli). Ten kolo nie jest takim gnojem jak ten gay Doherty, wręcz przeciwnie, do tego nagrał całkiem fajną gitarową płytę.
Zdaje się, że nie pamiętam zbyt wielu debiutujących w tym roku artystów, albo kiepsko szukałem, albo poprostui nie było niczego godnego uwagi
Piosenka roku:
1. Killing Joke - This Tribal Antidote (świetny otwieracz)
2. Ścianka - Boję się zasnąć, boję się wrócić do domu
3. Myslovitz - Nocnym pociągiem aż do końca świata
Niespodzianka roku:
Broniewski - Do wierszy Broniewskiego nagrano muzykę i zaśpiewano to, wypadło świetnie. Kupując ten album bałem się, że nieznani mi artyści będą zwykle 'śpiewać z głową opuszczoną w dół, mająć na sobie czarny sweterek' - nic z tych rzeczy, skoro były Mass Kotki, Przyzwoitość czy Cukunft. Należy wspomnieć, że świetnie wypadł Świetlicki, Budyń i Eldo.
Inna niespodzianka to reaktywacja Izraela pod nazwą Magnetosfera.
Rozczarowanie roku:
Brak nowej płyty i koncertów Brygady Kryzys. Zdaje się, że Brygada Kryzys przeżywa Kryzys, nie chcę krakać, ale czyżby znów mieli się rozpaść, tym razem już na dobre? (przypominam, że lata lecą).
Moje odkrycie roku:
Hmm, raczej nic. No może zespół Pchełki z Aleksandrowa Kuj.

.
Koncert:
Lao Che w Od Nowie w Toruniu!