- Liczba postów:
- 1,753
- Liczba wątków:
- 13
- Dołączył:
- May 2005
- Reputacja:
-
0
Z tymi tabami to nie do konca dobrze tu piszecie. Przeciez to tylko nuty spisane na papier. Oczywiscie jezeli ktos procz gapienia sie tepo w nuty i nuta po nucie przelewa to na gitare nie rozwijajac przy tym swoich "sluchowych" umiejetnosci nigdy nie bedzie artysta i moze sobie spokojnie dac z tym spokoj. Lecz jesli ktos wciaz rozwija swoje umiejetnosci poprzez tabulatury, ktore potem moze sam ukladac dla kolejnych nowicjuszy to dla mnie jest juz muzykiem.
Reasumujac, tabulatury/nuty to dobry pomocnik muzyka, byle nie ograniczac sie wylacznie do nich.
Nuty byly i beda zawsze, ale nikt nikomu nie karze trzymac ich naprzeciwko jak pieprzonemu kwartetowi smyczkowemu.
No ale oczywiscie, jezeli ktos po roku kontaktu z gitara pcha sie na scene bo "wykuciu" kilku tabow to moze spokojnie spierdalac.
Na scenie musi stac muzyk ktory poprzez sluch a nie przez wzrok dociera do swojej gitary.
m a s t e r s o f m e t a l, a g e n t s o f s t e e l !
- Liczba postów:
- 1,207
- Liczba wątków:
- 15
- Dołączył:
- Jun 2005
- Reputacja:
-
0
Nie zgadzam się do końca. Nie ważne czy gra sie ze słuchu, tabów, nut czy zapisów z tabliczek glinianych - zawsze chodzi o jedno: zagrać to dobrze bez "maszynowości" i z pewnym tchnieniem, feelingiem. Sucho odtworzone partie jadą troszkę sztywnościa, kiedy się zacznie grać z większym luziem, bardziej "od siebie" nabiera to wyrazu (nawet jeśli gramy identycznie nutę po nucie). No, ale to raczej oczywiste. No ale taki pseudo-artysta, o którym wspominacie z czasem powinien nauczyć się "czuć instrument" i wyzbyć się tych "tabulaturowych nawyków".
- Liczba postów:
- 1,828
- Liczba wątków:
- 11
- Dołączył:
- Nov 2004
- Reputacja:
-
0
Czy w temacie został wymieniony jeden z najlepszych duetów gitarowych wszechczasów, jakim jest LaRoque/Blakk (Dla niewiedzących- od Kinga Diamonda? TAm solówki to czyste 'czucie instrumentu', totalne arcymistrzostwo i doszczetnie niszczący feeling, przy tym niesamowita technika i umiejetności 'malowania'dxwiękami wydarzeń. Spuszczanie się nad ich twórczością jest nie tylko dozwolone ale w sumie nawet zalexane.
Tyle ode mnie, a z wywodem Statexa w sumie się zgadzam
"All that's left to say is: Farewell"
- Liczba postów:
- 1,753
- Liczba wątków:
- 13
- Dołączył:
- May 2005
- Reputacja:
-
0
MaFFej napisał(a):Nie zgadzam się do końca. Nie ważne czy gra sie ze słuchu, tabów, nut czy zapisów z tabliczek glinianych - zawsze chodzi o jedno: zagrać to dobrze bez "maszynowości" i z pewnym tchnieniem, feelingiem. Sucho odtworzone partie jadą troszkę sztywnościa, kiedy się zacznie grać z większym luziem, bardziej "od siebie" nabiera to wyrazu (nawet jeśli gramy identycznie nutę po nucie). No, ale to raczej oczywiste. No ale taki pseudo-artysta, o którym wspominacie z czasem powinien nauczyć się "czuć instrument" i wyzbyć się tych "tabulaturowych nawyków".
Jop feeling to korzen, artysta musi to kochac, inaczej ja tego nie chce.
m a s t e r s o f m e t a l, a g e n t s o f s t e e l !
- Liczba postów:
- 212
- Liczba wątków:
- 2
- Dołączył:
- Mar 2006
- Reputacja:
-
0
Ja zawsze będę czcił duet Skolnick - Peterson, który stanowił prawdziwą siłę Testamentu. Po odejściu Alexa zespół nigdy już nie osiągnął takiego poziomu. Obaj gitarzyści mieli niesamowity feeling, z czego Eric nadawał niesamowity klimat rytmicznymi wstawkami, np. we wstępach do niektórych utworów z New World Order, a Alex rozwijał pełną ekpresję połączoną z mistrzowską techniką (błyskawiczne arpeggia, i niekonwencjonalne skale to niejako jego znak firmowy).
- Liczba postów:
- 1,753
- Liczba wątków:
- 13
- Dołączył:
- May 2005
- Reputacja:
-
0
de7th napisał(a):Ja zawsze będę czcił duet Skolnick - Peterson, który stanowił prawdziwą siłę Testamentu. Po odejściu Alexa zespół nigdy już nie osiągnął takiego poziomu. Obaj gitarzyści mieli niesamowity feeling, z czego Eric nadawał niesamowity klimat rytmicznymi wstawkami, np. we wstępach do niektórych utworów z New World Order, a Alex rozwijał pełną ekpresję połączoną z mistrzowską techniką (błyskawiczne arpeggia, i niekonwencjonalne skale to niejako jego znak firmowy).
Dokladnie i dlatego tak trudno mi sie gra solowki Skolnicka. W ogole po takim calym "Burnt Offerings" to nawet dobrze rozgrzana lapa mnie z lekka napierdala.
m a s t e r s o f m e t a l, a g e n t s o f s t e e l !
- Liczba postów:
- 147
- Liczba wątków:
- 4
- Dołączył:
- Apr 2007
- Reputacja:
-
0
Skolnick to mistrz. Gdyby tak pomyśleć, jaki byłby Gathering, który jest jedną z najlepszych płyt Testament, gdyby Skolnick był w składzie i nagrywał sola. Ta płyta byłaby nie do przebicia, bo brakuje jej solówek, ale to już taka refleksja nie na temat ;] Wg mnie nie w każdym utworze musi być solówka, tzn w heavy metalowych, thrashowych, deathowych i powerowych kapelach wypadałoby, ażeby solo było, ale w innych rzeczach typu black, hard core, grind solówek już mało kto wymaga z reguły, i ja również.