Na naszym sylwku było
DOSYĆ dziko.
Spodziewałem się ludzi spokojnych, zbliżonych wiekiem i kulturalnych

hock: ... w dużej mierze się przeliczyłem.
Ja + 5 moich koleżanek i jeden kumpel, paru innych normalnych znajomych
i obcy: grupa hiphopów, kilku czyichś "znajomych z siłowni", kilku drechów, 2 skinów
i dzika horda około 15 "metali"

.
Spodziewaliśmy się niezłych wojen no i się doczekaliśmy, tyle że nie między tymi właśnie grupkami, a o dziwo był to wewnętrzny konflikt wśród tychże "czarnych braci".
Ci ludzie byli nieźle popierdoleni. Mhroczne panienki tłukące się między sobą, rzucające w siebie kubkami i talerzami, panowie, którzy zaczęli od przyjacielskich zapasów a skończyli na totalnej napierdalance, w której chyba już nikt nie wiedział o co chodzi. W ruch poszły butelki, glany, pięści...wszystko.
Efekty: zdezolowany pokój, łóżka, 3 lustra, dwie lodówki, masa naczyń, butelka naszego Bolsa, Wiśniówki i sporo piw wychlanych przez brudasów, nasze śniadanie wpierdolone w nocy przez nich(zostały nam 2 zupki chińskie na 7 osób), no i jeden totalny syf jaki po sobie zostawili... aha, z budynku zniknęły jeszcze dwa puchary(nie wiem po chuj im to było

)
Generalni każdy z nich wyjechał z opuchniętą i zakrwawioną mordą.
W sumie 3/4 ludzi ćpało, co mnie troche odraziło, a smród marihuany był wszechobecny :?
Mimo wszystko w naszym pokoju impreza przebiegała całkiem sympatycznie i praktycznie do godzin przedpołudniowych, więc sylwester uważam za udany
...zawsze to jakaś odmiana