• 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

King Crimson
#16

buubi napisał(a):Buubi to On nie Ona :)
Przepraszam bardzo, taka wpadka i to już na początku już :oops:

buubi napisał(a):Jesli chcesz poznać płyty KC po Red to lepiej zacznij od Thrak z 1995 czy Power To Believe z 2003 niż Od Discipline (poczytaj wyżej opinie - to całkiem inna jazda niż zarowno późniejsze jak i wczesniejsze KC - mi osobiście nie siada tak jak inne
Pozdro !!!
I tak wezmę chronologicznie, i nawet, jeśli "Discipline" mnie zniechęci :) (niestety od nikogo pożyczyć nie mam, mp3 nie ściągam) to sięgnę po "Thrak". Najwyżej kilkanaście/dziesiąt złotych w plecy. Może zdążę przed końcem Jarmarku Dominikańskiego- ludzie bardzo tanio wyprzedają kolekcje swego życia - polecam wszystkim z okolic Trójmiasta.

A co do "Discipline" - wtedy doszedł Belew, który wcześniej bodajże grał w zespole Talkingheads. Skombinowałem wcześniej od kumpla 'Greatest Hits', które mi się niespecjalnie spodobało.. oby KC lat 80' to nie było coś w tym stylu. Powiedzcie że nie, a jeśli nie wiecie, bądźmy w dobrej myśli :)

Aha - w ostatnim "Teraz Rocku" jest 16 stron poświęconych zespołowi. Najlepiej opisana po polsku historia zespołu, z jaką się spotkałem, a książki o King Crimson na polski jeszcze nie przetłumaczono. Co najwyżej można nieco poczytać w "42 rozmowach" Kaczkowskiego (m.in. obszerny wywiad z Frippem). A w 'Teraz Rocku' prócz tego recenzje albumów studyjnych, koncertówek.. naprawdę fajna rzecz. Nie kupuję regularnie tej gazety, ale teraz było warto :-)

Dzięki za polecenie i przepraszam jeszcze raz za pomylenie płci, i odpozdrawiam, Panie Buubi :)
Odpowiedz
#17

Swoją droga ciekawe spostrzeżenie - co by się stało gdyby Crimson nagrał po Red podobną płytę. Prawdopodobnie staneli by obok floydów gdy ci nagrali The Wall w 1979, czyli własciwie po upadku prog-rocka lat 70-tych i rewolucji punkowej. Z jednej strony byłoby to piekne, ale ... czy fripp tego własnie by chciał ? Wydaje mi się że nie - zbyt często zmieniał składy i kierunek muzyczny kapeli i wydaje mi się ze własnie zdecydował by to Red była ukoronowaniem okresu z Wettonem, Crossem i Brufordem. Zresztą jak pewnie uslyszysz na Discipline to już calkiem inne granie - fakt ze Belew udzielał się w Talking Heads jest tu bardzo, ale to bardzo słyszalny. Kolorowa trylogia z lat 80-tych ...hmmm... ciekawy eksperyment...ale jak dla mnie wielka radość to dopiero VROOM i THRAK oraz późniejsze wyczyny Smile

PS. W ostatnim Teraz Rocku bardzo piekna ta wkladka o KC, chociaż nie podobało mi się iż tak zjechali najnowsze płyty (te po THRAK). Ale jesli dobrze pamiętam w jakiejś gazecie z lat 90-tych juz było też podobne opracowanie o Crimsonach. Stay Crimson Smile
Odpowiedz
#18

Szkoda że po "Red" nie grali koncertów bo album live z tamtym materiałem byłby zabójczy Big Grin Właśnie se zapuściłem "Vroom" i tak jak napisali w Teraz Rocku - death metalowcy robią wysiadkę Big Grin
KelThuz napisał(a):estem pieprzonym fanatykiem ATARI, zwalczam amigowców od roku 1989. Amigowcy to plaga świata, lewica wśród komputerowców, no i oczywiście skrajne pedalstwo
Odpowiedz
#19

Tomash napisał(a):Szkoda że po "Red" nie grali koncertów bo album live z tamtym materiałem byłby zabójczy Big Grin Właśnie se zapuściłem "Vroom" i tak jak napisali w Teraz Rocku - death metalowcy robią wysiadkę Big Grin

Hehe to prawda - jebnięcie gitar nieosiągalne dla wielu pseudo-deathowych mocarzy Smile Pewnie wielu którzy to usłyszeli lekko zmiekło czy to naprawdę Crimson Smile
Odpowiedz
#20

buubi napisał(a):Swoją droga ciekawe spostrzeżenie - co by się stało gdyby Crimson nagrał po Red podobną płytę. Prawdopodobnie staneli by obok floydów gdy ci nagrali The Wall w 1979, czyli własciwie po upadku prog-rocka lat 70-tych i rewolucji punkowej.

W USA raczej nie było rewolucji (dopiero później- hip-hopowa ;) ), wręcz przeciwnie - mówi się, że m.in. "The Wall" uratowała tam rynek, bo w USA nikt nie chciał kupować punkrockowych albumów... i to by była szansa dla King Crimson, aby stanąć najwyżej wśród rockowych zespołów lat 70, a Crimsoni byli w USA dobrze znani (bardzo ciekawe są artykuły i wycinki prasowe nt. albumów w ich wkładkach na ich płytach, łącznie z ówczesnymi listami przebojów - oczywiście dla osób, które interesują się historią najnowszą). Już sama trasa koncertowa, jak powiedział Tomash, po "Red" to byłby materiał zabójczy.
A tak King Crimson został zespołem raczej niszowym... lecz jestem przekonany, że Fripp będzie miał należyte miejsce w panteonie kompozytorów XX wieku obok Carla Orffa, A. Chaczaturiana i innych (a tam może zabraknąć innych, wybitnych gitarzystów, którzy odnosili większe sukcesy komercyjne niż Fripp)

Swoją drogą, zawsze KC byli w cieniu Floydów - a może to King Crimson utorował drogę Watersowi i spółce ? W 69', po "In the court of..." kilka miesięcy została wydana "Ummagumma", i ludzie byli żądni wszelkich nowych muzycznych eksperymentów...
Odpowiedz
#21

I właściwie dobrze że jest niszowym. Fripp swoje miejsce w panteonie muzykow już i tak ma. Kto ma słuchac tej muzy to i tak jej slucha, kto chce jej słuchać i tak do niej z pewnością dotrze. Płyty typu np. Lizard na pewno nie są masowe i nie ma sensu promować ich na zasadzie The Wall (piekna, progresywna i genialna, ale przecież muzycznie bardzo przystepna własciwie dla każdego). Zresztą Fripp ponoc na koncertach (już w latach 90-tych i 00-tych Smile ) bardzo burzy się gdy odniesie wrażenie iż publika przyszła posłuchac starych kawałków - on chce by ludzi widzieli i słuchali aktualnego Crimsona - stąd też zaniechanie wykonywania wielu starych numerów (ponoc już nawet Schizoida nie graja, a szkoda) lub koncertowe modyfikacje/improwizacje na bazie starych kawałków (płyta THRAKKATAKK - to jest dopiero zakręcona muza Smile
Odpowiedz
#22

powiem tylko tyle:dzis znowu posluchalem debiutu, tego sie nie da wylaczyc, to jest pomprostu WSPANIALE I PIEKNE.Kocham ten album i ten zespol.
Who's gonna teach you how to dance?
Who's gonna show you how to fly?
Who's gonna call you on the lame-dope-smoking,
Slackin' little sucker you are?
Odpowiedz
#23

Epitaph Embarrassed Embarrassed Embarrassed Smile Smile Smile Smile Smile Smile bardzo ładna piosenka
nie ufaj osobie którą okłamałeś
Odpowiedz
#24

whatsername napisał(a):Epitaph Embarrassed Embarrassed Embarrassed Smile Smile Smile Smile Smile Smile bardzo ładna piosenka

Bardzo PIEKNA piosenka
Haha, wiecie kto to jest? To jest najlepszy wokal na swiecie Big Grin
Odpowiedz
#25

Utwór, kurde, nie piosenka.
Odpowiedz
#26

A ja zapoznałem się z "Discipline" i stwierdzam, że wokal Belewa mi cholernie nie pasuje (podobnie jak w Talkingheads) i obawiam się, że zostanę "progresywnym ortodoksyjnym" sympatykiem KC, czyli od Debiutu do Red włącznie. Smile
Jak wynajdę u kogoś jakąś inną nowszą płytę, pożyczę, ale raczej z obowiązku niż z przyjemności słuchania. Nie ma oczywiście wątpliwości, że mr Fripp jest geniuszem o prawie nieograniczonym umyśle muzycznym, drąży i wyznacza ścieżki, pomysly, które dopiero za kilka, kilkanaście lat będą wykorzystywać inne zespoły, tak jak dzisiaj wiele powiela stary KC. Ale taka muzyka mi się po prostu nie podoba zbyt brakuje mi 'progresywności' (choc dzis to słowo oznacza chyba coś zupelnie innego) i nie chodzi tu o dwudziestominutowe, potężne suity z improwizacjami, tylko o bogactwo instrumentów muzycznych - brakuje mi melotronu, skrzypiec, fletu, saksofonu.

A co do "In the Court of KC", to taką uwagę ośmieliłem wyżej wtrącić, bo debiut King Crimson to będzie Kurnajegomac_Muzyka_Klasyczna (wszystkie utwory, "21st century schizoid man" i "Moonchild" również), a Fripp będzie stawiany na równi z wieloma wybitnymi kompozytorami XX wieku. Trochę powagi Smile Wink
Odpowiedz
#27

Nic dodać nic ująć - świeta prawda i basta. Ja rowniez, pomimo iz holubie wielu nowym kapelom progrockowym (Porki itp.), to w przypadku KC jestem ortodoksem - Od In The Court... do Red to najlepszy okres. Trojka plyt z lat 80-tych jak dla mnie slabiej. Jednak warto dodac iz w latach 90-tych i terazniejszych KC wiele zyskalo w moich oczach - THRAK, Construcktion... i Power To Believe to bardzo dobre plyty nawiazujace czesto gesto do wspanialych wzorcow z Lark's..., Starless.. czy Red. Utwory jak VROOOM, Dinosaur czy Level Five to w prostej linii kontynuacja dokonan "zlotego" skladu z Wettonem na wokalu. Polecam...

Fripp zas powinien byc stawiany na rowni z wielkimi awangardowej muzyki klasycznej XX wieku, zas In the Court... to dzielo ponadczasowe (no i Red takze hehe)
Odpowiedz
#28

http://channel9.msdn.com/showpost.aspx?postid=151853

chyba kupie tego nowego windowsa Laughing
Odpowiedz
#29

Zespół jest genialny. Robert Fripp to geniusz, wirtuoz, zresztą Adrien Belew też jest świetny (w dawnych czasach grał w zespole Franka Zappy).
Mi najbardziej się podobają albumy:
In the court of the crimson king - świetny debiut, 21 century schizod man.. świetny kawałek z tzw pierdolnięciem, reszta jest spokojna, poprostu piękna muzykaSmile
In the wake of poseidon - poprstu porząna płyta
Beat - 1981, druga płyta z Adrienem Belewem, bardzo dobre teksty i wokal bardzo przyjemny i ogólnie dobrySmile
Thrak - hmm super, "one time, one love","people". "inner garden", "sex sleep eat drink dream" zajebite granie, świetne teksty
A koncerty?? Jestem szczęśliwym posiadaczem Big Grin koncertu (video, znaczy się avi, 800mb, ponad godzine grania) KC z Japonii z 2003. Poprostu ci panowie mimo wieku nadal mają tyle vigoru ..więcej niż młodzi. Basista KC grał na 9 strunowym basie, perkusita też szalał, a Belew i przede wszystkim Fripp to już geniusze.
Odpowiedz
#30

Ah, King Crimson ... Moim skromnym zdaniem, najlepszy progresywny zespołów wszech czasów, a także jedna z moich ulubionych kapel w ogóle. Każda płyta to dla mnie mistrzostwo świata, fantastyczne zróżnicowanie, bajeczny klimat, świetny wokal, wirtuozeria instrumentalna itp. Swoją pierwszą płytą "In The Court of The Crimson King" rozpoczęli nowy kierunek i rozdział w historii muzyki, wyznaczyli nowe ścieżki, którymi do dziś kroczy ogromna ilość nowych zespołów (choćby Tool). Robert Fripp - jest to na pewno jeden z najlepszych gitarzystów jakich miałem okazję słuchać (Chcecie trochę się o nim dowiedzieć? Zapraszam na moją skromną stronkę), z prawie nieograniczonym umysłem muzycznym, a także mistrz melotronu, choć moim zdaniem nieco jednak apodyktyczna osoba (o czym wspomnial juz Franek). Zdecydowanie powinien pozwolić realizować swoje pomysły muzykom z którymi współpracował - Wettonowi, Brufordowi, McDonaldowi itp., którzy może nie byli takimi geniuszami jak Fripp, ale również mieli wiele ciekawych pomysłów (co możemy usłyszeć na ich znakomitych solowych płytach). Szkoda, że po "Red" Fripp rozwiązał zespół, bo zapewne gdyby nagrał kolejną tak genialną i przystępną płytę to mielibyśmy zespół znany tak jak Led Zeppelin, Jethro Tull, Pink Floyd itp., ale Fripp zawsze unikał blasku sławy i był wiecznym łamaczem form.

Ogromne wrażenie robią na mnie koncerty King Crimson. Fripp zawsze wspominał, że nagrywnie płyt studyjnych to dla niego "nudny obowiązek" i to koncerty są esencją muzyki Karmazynowego Króla. Osobiście do gustu najbardziej przypadł mi koncertowy (studyjny także) skład Fripp-Cross-Bruford-Wetton, oraz Fripp-Lake-Giles-McDonald. Ten pierwszy to po prostu cud, miód i orzeszki. Utwory w ich wykonaniu wypadają genialne, okraszone oczywiście ogromną dawką improwizacji, a także muzyczną i wokalną wirtuozerią. Szczególnie polecam box "The Great Deciever", a także łatwiej dostępne "USA". Skład pierwotny, nie bez przyczyny uznawany jest za najlepszy. Szczególnie powala tutaj wokal Lake'a oraz świetna gra na bębnach Giles'a. Tutaj zdecydowanie mogę polecic box "Epitaph". Bardzo ciekawe są rownież łatwo dostępne bootlegi Crimson'a (programy p2p), częśc niestety jest niesłuchalna przez fatalną jakość, ale można znaleźć kilka białych kruków jak np. "Live At A Beat Club" albo ten z Warszawy. Oba brzmią jak oficjalne albumy koncertowe, choc w tym pierwszym może smucić długość tegoż materiału, bo to zaledwie 40 minut. Z takich innych łatwiej dostępnych (sam nie mam tego zbyt dużo, bo mnie zwyczajnie nie stać ) to polecam - "The Night Watch", "Epitaph", "VROOM VROOM", "Cirkus- The Young Persons Guide To King Crimson Live", "Ladies Of The Road" albo "Earthbound" (choć tutaj niezmiernie denerwuje paskudna jakość tego materiału, a jest to płyta oficjalna !) itp.

Może teraz pokrótce omówię ulubione płyty:
Arrow In The Court of The Crimson King - w tym przypadku nie da się napisać nic błyskotliwego. Tego po prostu trzeba posłuchać, gdyż jest to esencja stylu, niedościgniony wzór dla wielu kapel prog rockowych itd. "Epitaph", "21st Century Schizoid Man", "I Talk To The Wind", "ITCOTCK", "Moonchild" - cudo.
Arrow In The Wake of Poseidon - wyjątkowo podobna do debiutu, czuć, że to ten sam zespół, choć tutaj był już właściwie w rozsypce. Bardzo dobra, a szczególnie zakręcona, jazz-rockowa kompozycja "Cat Food"
Arrow Lizard - Bardzo ciężko przebrnąć przez ten krążek, ale jak już się go polubi, to na zawsze tak pozostanie. Dużo słychać tu wpływów jazzowych, pozornie chaotyczna, ale składająca się razem w jedną spójną całość. Odpowiednik najbardziej zakreconych plyt Floyd'ow
Arrow Islands - Podobna do swojej poprzedniczki, choć nie uświadczymy już na niej tylku eksperymentów. "Ladies of The Road", powolnie rozwijająca się suita "Islands" + eksperymentalne "Letters" itd. - czysty geniusz, jedna z moich ulubionych płyt Karmazynowego Króla.
Arrow Lark's Tongues In Aspic - Fantastyczny krążek, debiutuje tutaj najlepszy (moim zdaniem) skład Cross-Bruford-Fripp-Wetton. Potężne riffy i fenomenalne brzmienie - dwie części "Lark's Tongues In Aspic" wgniatają w fotel, podobnie jak wspaniała "balladka" "Book of Saturday" czy "Exiles".
Arrow Starless And Bible Black - Tak jak na poprzedniczce, wyjątkowo potężne brzmienie. Jest to w większości materiał zagrany na żywo, tyle że z wyciętymi odgłosami oklasków. No i jest tutaj jedna z najlepszych kompozycji Crimsonów - genialny "The Night Watch" i choćby dla tego utworu warto zakupić ten longplay.
Arrow Red - Arcydzieło w skali wieku !!!!! Muzyka nie-do-opisania-słowami, coś takiego jak "The Dark Side of The Moon" Floydów, albo "Physical Graffiti" Zeppelinów.

Niezbyt odpowiada mi okres tzw. "Kolorowej Trylogii" w latach 80'. Za dużo tu syntezatorów i za mało improwizacji. Wyjątkowo dobre są natomiast płyty z lat 90' tj. minialbum "VROOM" oraz "THRAK", które są bliźniaczo podobne do "Red" (jeżeli chodzi o brzmienie), tyle że zaadaptowane na lata 90'.

Podsumowując: genialny zespół, pierwsze 7 płyt to mus dla każdego fana prog rocka. Szczerze polecam

pozdrawiam

EDIT: Właśnie sobie przypomniałem o bardzo interesującym krązku King Crimson pt. "THRaKaTTaK", czyli materiale zarejestrowanym podczas zespołowych improwizacji na temat utworu "THRAK". Pierwsze wrażenie po jego przesłuchaniu może być bardzo negatywne, gdyż ten album to prawdziwa awangarda, Fripp penetruje tutaj zupełnie jeszcze niezbadane tereny muzyczne, często pozbawione struktury, melodii, harmoni a nawet rytmu. Po prostu nowy wymiar muzyczny w który warto "wejść", ale niekoniecznie żeby zrozumieć, tylko (jak to ujęto w "Teraz Rocku") przynajmniej się rozejrzeć.

[Obrazek: kingcrimson3mw8.jpg]

King Crimson .. padam na kolana! Big Grin
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości