06-06-2007, 09:42 AM
Zacznijmy od tego ,że wszedłem dopiero na końcówkę (jakieś 3-4 ostatnie kawałki)VS.No i z tego co słyszałem to muszę przyznać ,że grają ciekawie.Chyba muszę się zagłębić w ich twórczość.Następnie był Behemoth.Eh nie wiem dlaczego nie za bardzo trawie ten zespół więc stanęłem sobie z tyłu i się przyglądałem.Niestety obok mnie stały "groźne fany" Nergala i spółki.Z samego koncertu podobało mi się parę utworów i wydaje mi się ,że dali dobry koncert.Potem nadszedł czas na Celtic Frost.Od razu wbili mnie w ziemię - brzmienie to oczywiście niemożliwa siara.Śmieszne mnisie stroje (basista) na pewno na plus.No cóż zagrali prawie wszystko czego od nich oczekiwałem (no może oprócz Jewel Thorne
).Niestety z tego co zauważyłem publika nie reagowała na nich zbyt żywiołowo , a wręcz pokuszę się o stwierdzenie ,że nie reagowała.
Aha i wstęp (jak i cały utwór) do Synagogi - mistrz , chyba najlepsza część koncertu.
No i to na co wszyscy (??) czekali - Slayer.Tym razem nauczony doświadczeniem (na Celtic Froscie stałem ściśnięty pod sceną tak ,że nie
mogłem oddychać ,a co dopiero się ruszać.) postanowiłem stanąć trochę z tyłu.Na początku z powodu "efektów" nic nie widziałem , potem poniesiony z tyłumem w końcu zobaczyłem Toma.Nie przepadam za bardzo za God... ,ale muszę przyznać ,że ten utwór ciekawie im wyszedł na żywo.Potem już się po sypało - same klasyki + to na czym mi najbardziej zależało , stały pkt programu - Angel of Death.Muzycznie - bez zarzutów , po prostu najlepszy koncert na jakim byłem , pałer + zespół dający z siebie wszystko.Niestety moim zdaniem publika stanowczo nie dopisała.Na Slayerze to się trochę zmieniło (np. sto lat dla Toma),ale i tak nie było tego czego się spodziewałem.Denerwowały mnie strasznie jełopy robiące młyn z tyłu - a raczej walące z bara czy łokcia osoby stojące obok nich.Oczywiście były to grube łysole o tępych wyrazach twarzy.
Podsumowując bardzo ciekawy koncert - kto nie był niech żałuje.
P.S widziałem kogoś z RMS bodajże Tomash (podczas Raining Blood , Deat skin mask stałem chyba obok ciebie)

).Niestety z tego co zauważyłem publika nie reagowała na nich zbyt żywiołowo , a wręcz pokuszę się o stwierdzenie ,że nie reagowała.
Aha i wstęp (jak i cały utwór) do Synagogi - mistrz , chyba najlepsza część koncertu.
No i to na co wszyscy (??) czekali - Slayer.Tym razem nauczony doświadczeniem (na Celtic Froscie stałem ściśnięty pod sceną tak ,że nie
mogłem oddychać ,a co dopiero się ruszać.) postanowiłem stanąć trochę z tyłu.Na początku z powodu "efektów" nic nie widziałem , potem poniesiony z tyłumem w końcu zobaczyłem Toma.Nie przepadam za bardzo za God... ,ale muszę przyznać ,że ten utwór ciekawie im wyszedł na żywo.Potem już się po sypało - same klasyki + to na czym mi najbardziej zależało , stały pkt programu - Angel of Death.Muzycznie - bez zarzutów , po prostu najlepszy koncert na jakim byłem , pałer + zespół dający z siebie wszystko.Niestety moim zdaniem publika stanowczo nie dopisała.Na Slayerze to się trochę zmieniło (np. sto lat dla Toma),ale i tak nie było tego czego się spodziewałem.Denerwowały mnie strasznie jełopy robiące młyn z tyłu - a raczej walące z bara czy łokcia osoby stojące obok nich.Oczywiście były to grube łysole o tępych wyrazach twarzy.
Podsumowując bardzo ciekawy koncert - kto nie był niech żałuje.
P.S widziałem kogoś z RMS bodajże Tomash (podczas Raining Blood , Deat skin mask stałem chyba obok ciebie)