na wstepie chcialem zaznaczyc ze do toola sie nigdy nie przekonalem.
kumpel mi mowil ze to 10,000 days jest genialne musze sprawdzic cud miod i wogole. plyta roku niechybnie. sciagnalem, przesluchalem z 5 razy.
jednoczesnie zrobilem cos takiego - porownalem sobie tego toola do: Lateralusa (ktorego posluchalem z 10 razy w ciagu mojej kariery), podobno to concept album to do "Kezii" Protest The Hero i "Sing The Sorrow" AFI, w koncu do plyty ktora uwazam za absolutny fenomen tego roku - "Our Darkest Days" Ignite.
Coz moge powiedziec? calkowicie i obiektywnie Tool probuje zameczyc swojego sluchacza. zero energii, Lateralus pomimo ze byl niesamowicie nudny to posiadal jakies momenty wykopu, tutaj byc moze i jest ale slabego sortu. Co do nudy: prawie zasypiam jak slucham tego, kawalki powinny byc z 3 razy krotsze, co wplynelo by dobrze na ogolna kondycje tej plyty, Lateralus to samo. Tutaj ignite wyznaczyl standardy, pomimo ze to czysty hardcore to wiele patentow Tool moglby spokojnie sportowac. Generalnie Maynard - "Shorter, faster, louder"
Kwestia conceptu: fajnie fajnie wpadli na jeden dobry pomysl, ale polaczenie kawalkow juz bylo via Sing The Sorrow. Po przesluchaniu 10,000 Days nie mialem za bardzo ochoty zaglebiac sie w to co Keenan mi chce przekazac, w przeciwienstwie do AFI, ktore wzielo mnie za pierwszym razem. Jezeli Toolowcy chcial nawiazac dialog ze sluchaczem to powinni sie zwrocic do 18-stolatkow z Protest The Hero po pare porad bo wyszlo im marnie.
Podsumowywujac moj wywod: nigdy nie rozumiem fenomenu tej kapeli, dla mnie sa oni MOCNO sredni, jednoczesnie starajac sie byc oryginalni mecza potencjalnego odbiorce przerostem formy nad trescia.
A teraz mozecie mnie sflameowac