• 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

Red Hot Chili Peppers w Polsce?
#31

tamte okolice wale nie są brzydkie tylko nieziemsko zaniedbane. Jak prawie całe centrum zresztą:/
KelThuz napisał(a):estem pieprzonym fanatykiem ATARI, zwalczam amigowców od roku 1989. Amigowcy to plaga świata, lewica wśród komputerowców, no i oczywiście skrajne pedalstwo
Odpowiedz
#32

dziwne bo ja odnioslem wrazenie że Katowice sa całkiem ok
BLOOD SUGAR SEX MAGIK - the best thing since bread came sliced
[Obrazek: redpapryczkipk7.jpg]
Odpowiedz
#33

mal napisał(a):Przeczytałam relację Przemka, wow!

Cytat:On jest nie obiektywny przecież wszyscy wiemy ze onanizuje sie przed ich plakatem.
Cytat:ale bas był orgazmatyczny
bo to pozytywne wibracje
Tak jakby wciągnął mały balonik helu.
najbardziej ekstatyczny moment w moim życiu
Zabawa była zajebista. Krzyczałem tekst każdego kawałka, tracąc jednocześnie słuch od basu Flea, ale warto było.
Nawet krzyczałem heeejooooł.
Koniec świata.
jeden z highlightów życia


Ojej, wszędzie marazm, a ten gość pisze z pasją, no co?

Dokładnie, dokładnie. No, ale zauważyłem, że w ostatnim czasie wprost nie wypada napisać po koncercie swojej ulubionej kapeli, że jest się zadowolonym. Jakaś taka dziwna (choć w sumie, bardzo polska) moda na jebanie wszystkiego niezależnie od rzeczywistości. A prawda jest taka, że kiedy do koncertu podchodzi się bardzo emocjonalnie, mniejsze wpadki, niedociągnięcia nie mają aż tak wielkiego znaczenia.

Fajna relacja, mógłbyś to tylko zedytować i pociąć na jakieś akapity, lepiej by się czytało.
Odpowiedz
#34

Zapamiętam na przyszłość Big Grin Sorry za emocje,ale pisałem to na swiezo wczoraj rano, no i jestem z tych co nie podchodzą do muzyki z zimną kalkulacją i pewne rzeczy same wypłynęly... Confusedhock:

Ale teraz co do niektorych komentarzy na portalach:
No co jak co ale to wieczne narzekanie to narodowa przywara.To że w PL wreszcie jest dużo koncertów rockowych gwiazd powoduje zupelnie odmienny skutek niz mozna było przewidziec.Jeszcze dwa lata temu nikt by nawet nie marzył o takim lecie koncertowym w Polsce, a taki Genesis pare lat temu nawet jakby wpadl na poł godziny i odwalił pańszczyznę wszyscy byliby wniebowzięci. A teraz jak koncerty są chlebem powszednim ciagle tylko jakieś marudzenie i porownywanie że tu było bosko a tam do dupy. Doprawdy ciężko nam dogodzić. I jeszcze to pierdolenie że na RHCP nie było kontaktu z publicznoscią. Ja przyjechałem dla muzyki. To nie jest tokio hotel zeby w przerwie kazdego kawalka słuchać "we love you poland", "what a beautiful country" albo jak próbują cos mowic po polsku (choc to byloby akurat miłe). Czy naprawdę mamy takie kompleksy że kazdy zespoł musi nam włazic w dupe żeby mowić ze koncert był udany? Tom Araya też raczej nie jest urodzonym konferansjerem a jakoś nikt nie pierdoli głupot o kontakcie Slayera z publicznością. Zreszta pewnie 70% ludzi co wypisuje na onetach chujowe opinie nawet nie bylo na koncercie.
Ogólnie to jebać onety i inne interie.
BLOOD SUGAR SEX MAGIK - the best thing since bread came sliced
[Obrazek: redpapryczkipk7.jpg]
Odpowiedz
#35

A aroganckie zachowanie w stylu Oasis lub innych wielkich gwiazdeczek tez może spierdalać.

Nikt nie mówi o lizaniu dupy publiczności ale kultura obowiązuje nawet ostre czerwone jak fiuty papryczki.
Odpowiedz
#36

Każdy ma swoją definicje arogancji. Ja nie zauważyłem.
BLOOD SUGAR SEX MAGIK - the best thing since bread came sliced
[Obrazek: redpapryczkipk7.jpg]
Odpowiedz
#37

Cytat:Każdy ma swoją definicje arogancji. Ja nie zauważyłem.
Właśnie, dlatego nie czepiaj się innych, że się arogancji i gwiazdorki w zachowaniu Kiedisa dopatrzyły, ziom Smile
Odpowiedz
#38

a dopatrujta się czego chcecie, było spoko Laughing
BLOOD SUGAR SEX MAGIK - the best thing since bread came sliced
[Obrazek: redpapryczkipk7.jpg]
Odpowiedz
#39

Wiem, dla mnie było świetnie. Tak tylko mówię Big Grin
Odpowiedz
#40

KubusPuchatek napisał(a):Kiedis - faktycznie, zero kontaktu z publiką, rasowy burak i buc, nawet się nie pożegnał tylko zszedł ze sceny.

Nie masz racji - pożegnał sie - nawet widziałem na Youtube ten moment "Goodbay, Thank You Very Much, God Bless You". Jak znajdę to podrzuce linka. Do tego podobno był chory od dnia wcześniej i płykal jakieś tabletki, więc i tak dał z siebie sporo jeśli się czuł rzeczywiście źle.

KubusPuchatek napisał(a):chociaż czasami bas Flea górował brzmieniem nad wszystkim (ale w ogóle mam wrażenie, że zespół teraz przede wszystkim bazuje na nim).

Mi sie zawsze wydawało że zawsze bazował na basie. Zwłaszcza w okresie minimalistycznej gry Slovaka czy pierwszych płyt z Frusciantem.

Koncert dla mnie 9/10 , -1 za tylko 2 kawałki ze starych płyt.

Reckę napisze może w weekend.

PS. Pozdro Kubuś za mini-zlot na koncercie Smile
Odpowiedz
#41

Cytat:Nie masz racji - pożegnał sie - nawet widziałem na Youtube ten moment "Goodbay, Thank You Very Much, God Bless You". Jak znajdę to podrzuce linka. Do tego podobno był chory od dnia wcześniej i płykal jakieś tabletki, więc i tak dał z siebie sporo jeśli się czuł rzeczywiście źle.
Ok, w takim razie wszystko cofam, naprawdę tego nie usłyszałem.
Cytat:Mi sie zawsze wydawało że zawsze bazował na basie. Zwłaszcza w okresie minimalistycznej gry Slovaka czy pierwszych płyt z Frusciantem.
No tak, wiadomo, że zawsze w RHCP najważniejszy był groove. Ale chodziło mi mniej więcej o to, że... jednak Flea jest największym talentem w zespole. Przynajmniej do takich wniosków dochodzę po obejrzeniu tego koncertu.

Buubi - również pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#42

No kiedyś też byłem zdanie że to Flea. Ten koncert w moich oczach zrównał Johna z Balzarym. flea - wiadomo klasa sama w sobie, ale Frusciante mnie po prostu zmiażdżył. Tak muzyką, zachowaniem, jak i wzruszeniem, które, ciężko było nie zauważyć, malowało się i ot kilkakrotnie na jego twarzy. Chyba najbardziej emocjonalnie z całego bandu podszedł do koncertu.
Odpowiedz
#43

On w ogóle taki emocjonalny jest Big Grin
Często sobie biedak kaleczy paluszki na gitarze Big Grin

A Flea we Around The world Bass Intro dał czadu, dudniło jak cholera, czasem oddechu pod sceną nie można było złapać, ale to klasa sama w sobie
BLOOD SUGAR SEX MAGIK - the best thing since bread came sliced
[Obrazek: redpapryczkipk7.jpg]
Odpowiedz
#44

ja tam nawet lubie jak bas jest troszke do przodu(oczywiście bez przegięć)
KelThuz napisał(a):estem pieprzonym fanatykiem ATARI, zwalczam amigowców od roku 1989. Amigowcy to plaga świata, lewica wśród komputerowców, no i oczywiście skrajne pedalstwo
Odpowiedz
#45

Z wielkim podekscytowaniem jechałem na chorzowski Stadion Ślaski. Wszak Red Hot Chili Peppers to muzyka mojej młodości. Przy takich płytach jak Mother’s Milk czy Blood Sugar Sex Magic miała miejsce niejedna impreza, pękła niejedna butelczyna, muzyka ta towarzyszyła wielu moim wyjazdom licealnym czy studenckim. Mogę nawet rzec, że w dużym stopniu twórczość Kalifornijczyków wpłynęła na moje życie dodając mi otuchy w ciężkich chwilach życiowych i doładowując w tych bardziej radosnych. Wiele sobie obiecywałem po koncercie, na który czekałem niemal 20 lat (zacząłem słuchac Red Hotów mniej więcej w momencie wypuszczenia Mother’s Milk, wtedy kiedy właściwie mało kto o nich wiedział)… Czy Papryczki spełniły me oczekiwania ? Owszem – niemal z nawiązkąâ€Ś

Na koncert udaliśmy się z moim kompanionem, tamże spotkaliśmy paru znajomych (Bart i Fox z forum Dream Theater czy Kubuś-Puchatek z RMS i Dinozaurów, których serdecznie pozdrawiam). Na stadionie przez cały czas gromadziło się coraz więcej ludzi, by w końcu sięgnąć liczby (ponoć) 60 tysięcy dusz… a wszystko to by zobaczyć Papryczki…

Jako pierwszy suport wystąpił Mikey Avalon, kalifornijski raper. Cóż rzec… Obiektywnie trzeba facetowi przyznać ze w swoim gatunku naprawdę gra ciekawą muzykę. Jednak niestety nie trafił na odpowiedni koncert. Nie to miejsce, nie ten czas. Publika masowo wygwizdała i wybuczała rapera, masowo obdarzając go widokiem środkowego palca. Nie pomogły mu nawet dwie roznegliżowane panny, które co rusz przyjmowały na scenie wyzywające pozy, wzbudzając to entuzjazm, to szyderstwo publiki. Myślę ze i tak gość powinien być zadowolony z przyjęcia, bo w Holandii obrzucono go jedzeniem i plastikowymi butelkami. Cóż, ciężkie jest życie rapera 

Drugim suportem była australijska grupa Jet. I był to suport absolutnie trafiony. Mieszanka hard-rocka spod znaku AC/DC z naleciałościami brytyjskiej alternatywy i amerykańskiego garażowego rocka eksplodowała ze sceny powodując, iż publiczność zaczęła się rozkręcać. Generalnie bardzo dobry kontakt z publiką i solidna porcja rocka zaowocowały ciepłym przyjęciem muzyków z kraju kangurów.

Podczas przerwy atmosfera gęstniała, podobnie ilość ludzi na płycie jak i sektorach.
Czuć było nastrój zbiorowego podekscytowania. I zaczęło się… Spokojnie od niemal bluesowego instrumentalnego jamu. Nie będę opisywał jakie powitanie zgotowała Papryczkom publika, bo była to zaiste ekstaza. Już sam widok panów, na których przyjazd czekałem tyle lat wywołał u mnie atak mrówek na plecach. No i muzyka… Zagrali głównie utwory z trzech ostatnich płyt. Oczywiście poszło kilka obowiązkowych hitów z tychże albumów: Dani California, Snow, Californication czy bardzo ogniście zagrane By The Way. Kilka utworów jak Can’t Stop czy Throw Away Your Television zaskoczyło mnie swa moca, gdyż nie spodziewałem się że mogą wyjść tak czadowo na żywo. Cover Ramonesów Hawana Affair dosłownie zmiótł publikę potężną dawką adrenaliny. Spokojniejsze utwory jak Scar Tissue, Soul To Squeeze, czy przepiękny Songbird - wykonany solowo utwór Johna Frusciante wyciskały łzy z oczu. Ogólnie przez sporą część koncertu walczyłem z plagą ciar na karku. Pozostałą część wraz z 60 tysiącami ludzi oddawałem się podrygiwaniu przy takich czadach jak Power of Equality czy Readymade, a wielokrotnie owe podrygiwanie przeradzalo się w dziki szał. Panowie wykonali kilka improwizacji, Flea solo na basie, Chad Smith solo na bębnach z pomocą Josha Klinghoffera (solowego współpracownika Johna Frusciante), który wspomagał muzyków także i na innych instrumentach. Na bisy panowie sięgnęli (wreszcie, no i czemu tak mało) po starsze utwory – przepiekny Soul to Squeeze z sesji Blood Sugar Sex Magic i ultra-funkowo-niszczący Power Of Equality (ileż to imprez przeskakało się przy nim za młodu). Wszystko to poprzedzone solowka na bebnach w wykonaniu chada i Josha oraz trąbkowym popisom Flea’i. Następnie Anthony pożegnał się (a jakże – ucinam późniejsze spekulacje, jako iż zszedł ze sceny bez słowa) słowami „Goodbye, Thank You, God Bless You” i pozostali muzycy wykonali ponad 10-minutowy jam, epatujący wspaniałymi i sprzecznymi emocjami, od delikatnych dźwięków gitary po pełne sprzęgów hendrixowskie solówki Johna, basowe szaleństwa Flea’i i ostrą perkusyjną młocke Chada. Po czym pożegnalna mowa Flea’i i koniec przy zbiorowym skandowaniu „Red Hot !!!” z 60 tysięcy gardełâ€Ś Reasumując piękny koncert i wspaniałe artystyczne przeżycie niemal mistycznego obcowania z legendą rocka. No i spełnienie moich chłopięcych marzeń…

Muzycy dali z siebie naprawdę dużo i malkontentom, którzy narzekają (jakież to ojczyste) iż panowie się oszczędzali, wokalista uciekł ze sceny (trzeba było bardziej uważać jak się żegnał z publiką) i kontakt z publiką był nie taki jak sobie obiecywano należy zadać kłam. Życzę im wszystkim aby w wieku Papryczek i z ich przejściami narkotykowymi (Kiedis wciąż przyjmuje codziennie zastrzyki odtruwające organizm) mieli tyle pary i adrenaliny scenicznej. Pomijam fakt iż Anthony Kiedis ponoć był chory i łykał przed koncertem tabletki – stąd jego nieco mniejsza niż zwykle aktywność. W końcu jest tylko człowiekiem. Nietrudno też było zauważyć wyraz podekscytowania żeby nie rzec wzruszenia na twarzy Johna Frusciante obserwującego jak kilkadziesiąt tysięcy ludzi w odległym kraju po drugiej stronie globu śpiewa słowo po słowie każdy wykonywany utwór. Autentycznie facet był przejęty i wzruszony, widać to nawet na zbliżeniach telebimu na filmikach, jakich wiele na Youtube.

Jedynym „ale” jakie musze zgłosić jest fakt iż zagrali zbyt mało starych utworów. Nie mówię już o pierwszych trzech funkowych płytach z czasów nieodżałowanego Hillela Slovaka. Nie mówię też o nie lubianej przez muzyków płycie One Hot Minute z Davem Navarro na gitrarze w zastępstwie będącego wtedy w narkotykowym dołku Johna Frusciante. Ale dlaczego na Boga, nie zagrali Give It Away lub Under The Bridge z BSSM czy cokolwiek z Mother’s Milk, choćby Higher Ground. Nawet czas przeznaczony na covery, solowego Frusciante czy instrumentalne jamy (a było tego w sumie ok. 25 minut) mogli przeznaczyć na starsze utwory, coś przecież bardzo istotnego zwłaszcza dla najstarszych i najwierniejszych fanów. Choć dzięki temu koncertowi inaczej spojrzałem na najnowszą płytę grupy – Stadium Arcadium, która nabrała dla mnie nowego kolorytu. Cóżâ€Ś Nie ma co narzekać, bo jak dla mnie dyskusyjny set to jedyny mankament wspaniałego koncertu. Nie będę w końcu szukał rys na diamencie, typu nie do końca idealne nagłośnienie. Papryczki przyjechały, dały solidnie czadu i … mam nadzieję ze po tej wizycie nie będą omijać naszego kraju i zobaczymy ich niebawem znowu. Wszak już w Pradze Kiedis nie omieszkał zauważyć że „nie da się ukryć że ponad połowa z Was przyjechała z Polski”  Pozostaje tylko podziękować za koncert i z niecierpliwością czekać na następny, po to by unieść w górę ręce i zakrzyknąć „Give It Away , Give It Away , Give It Away Now !!!!!!!”

Setlista:

1 Intro
2. Cant’t Stop
3. Dani California
4. Scar Tissue
5. Havana Affair
6. Readymade
7. Throw Away Your Television
8. Songbird
9. Snow
10. This Velvet Glove
11. Emit Remmus
12. So Much I
13. She’s Only 18
14. Around The World Flea bass solo
15. Dont Forget Me
16. Cali intro
17. Californication
18. By The Way

19. Chad & Josh drum solo
20. Flea trumpet
21. Soul To Squeeze
22. Power Of Equality
23. End Jam
Odpowiedz


Podobne wątki…
Wątek: / Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości