Opiszę jeden dzień festiwalowy, gdyż tylko na jednym byłem. A dokładnie w sobotę 18 sierpnia. W Mysłowicach trochę błądziłem, ale jakoś znalazłem ten cały Słupna Park. Powiem prosto z mostu. Przyjechałem tylko dla Cool Kids Of Death, czemu dawałem wyraz na każdym kroku na mysłowickich ulicach. Na szczęście festiwal i całe miasto odznaczało się dobrą atmosferą, przez co przechodnie z wyrozumiałością podchodzili do moich zachowań. Frekwencja była bardzo dobra, choć ludzie zbierali się dość powoli. Pewnie dlatego, że większość zaliczyła już zgon poprzedniego dnia . Na kilka minut przed dwunastą byłem może jedną z 10 osób (!!!) pod Sceną Leśną.
Ale jak tylko rozbrzmiały pierwsze dźwięki Searching For Calm ta liczba błyskawicznie powiększyła się kilkadziesiąt razy. Nie jest żadną tajemnicą, że najlepiej bawi się przy rzeczach które się zna. Prawie każdemu się podobało, ale nikt nie miał odwagi cywilnej wzniecić jakiejś zabawy. Ja też nie. Tylko pod sceną pogowało kilka osób, a parę metrów od nich jakiś koleś machał głową. Cała reszta, w tym i ja jedynie kiwała rytmicznie łebkiem i tupała nóżką. Teraz trochę żałuję tego braku odwagi, bo Searching For Calm okazali się naprawdę bardzo dobrym zespołem, któremu życzę w przyszłości jak najlepiej. Bardzo fajne, porywcze, hardcorowe powiedziałbym granie. I z niezłym wokalistą, który bardzo dobrze odnajduje się w języku angielskim, co u naszych zespołów rzadko się zdarza. Mam nadzieję jeszcze o nich kiedyś usłyszeć. Większość ludzi mówi, że koncertem festiwalu był piątkowy występ Piano Magic. Jak wspomniałem wyżej, byłem tylko w sobotę, więc nie mogę tego potwierdzić. Nietrudno się więc domyślić, że opisze tylko to co naocznie widziałem, ewentualnie słyszałem (ale to już nausznie). Program był tak ustawiony, że żadne zespoły nie grały równolegle. Więc będąc cały czas pod Sceną Leśną mogłem być w miarę na bieżąco z tym co się dzieje na Głównej. Po występie Searching For Calm byłem ânausznym świadkiemâ grania zespołu Hatifnats. Taki dziwaczny elektroniczny niby-etno folk. Nawet że ciekawe.
Potem znowu poruszenie pod Leśną. Czas na występ Komet. Ten warszawski zespół to kontynuacja grupy Partia działającej w latach 1994-2003. Przyjęcie mieli bardzo dobre. Dobrze chłopaki grają, ale nie rozumiem tej ich swoistej legendarności. Niewiele się wybijają ponad szufladkę którą nazywam âTPPâ (Typowy Polski Punk). Niemniej jednak koncert niezły. Potem błądziłem szukając ziomków, więc ostatecznie to oni musieli mnie znaleźć. Nie odmówiłem pójścia z nimi do hotelu gdzie kontemplowaliśmy Familiadę.
Potem powrót na festiwal. Tam ze sporej odległości od Sceny Głównej (na ławkach) wsłuchiwałem się w koncert Tymon & The Transistors. Pewnie się niektórym bardzo narażę, ale ta odległość wystarczyła żebym stwierdził, że Tymon to nic specjalnego. Nie wiem, może mieli słabszy dzień czy coś. Zresztą ich twórczość znam tak dogłębnie jak Rydzyk klasykę death metalu, więc nie będę się wypowiadał. Nawet nie słuchałem tego do końca, bo trzeba było gnać pod Leśną zająć dobre miejsca na CKOD. Takie też zająłem (zajęliśmy). Szkoda że nie byłem w rewelacyjnej formie wokalnej tego dnia, bo nie było odzewu ze strony zespołu na moje krzyki typu âKrzysiek kocham Cie !!â czy âKuba wyjdź za mnie !!!â. Ale i tak spisałem się nieźle ponieważ to ode mnie wyszło i zapoczątkowało się skandowanie i wywoływanie zespołu (âCool Kids Of Death !!!â, które potem przeszło w âCKOD !!!â).
Ostrowski i spółka tylko utwierdzili mnie w przekonaniu że są obecnie (uwaga !!!) Najlepszym Współczesnym Polskim Zespołem. Również jakbym miał jakąś listę polskich zespołów wszechczasów to by byli w pierwszej trójce. Po prostu to robi wrażenie, że w tak otępiałym muzycznie kraju jak Polska, pojawiają się tacy CKOD z tak nowatorską i świetną muzyką. W sześć lat stają się kultowi będąc jednocześnie w pełni niezależnymi, wiernymi ideałom i trzymającymi się z dala od naszego zaściankowego pseudo-rock biznesu. Wierzę w nich od samego początku, czyli od kultowego debiutu w 2002. No i kolejny ważny aspekt, czyli autentycznie świetne i inteligentne teksty, co w polskiej muzyce zdarza się tak często jak śnieg w maju. Wracając do koncertu. Niektórzy może trochę przesadzili z pogo, które z deka było trochę nazbyt ekstremalne jak na muzykę CKOD. Bo to w sumie bardziej muzyka do klubów niż na open air. Ale i tak było świetnie.
To był mój pierwszy koncert Kidsów i jestem bardzo zaskoczony na plus formą wokalną Ostrowskiego. Dał chłop czadu i nie oszczędzał się. Na koncertach które widziałem w TV różnie z tym bywało, ale tego festiwalowego dnia Krzysio udowodnił, że wyrasta na czołowego polskiego frontmana. Zagrali parę kawałków zapowiadających nową płytę. M.in. świetny, trochę eksperymentalny âAfterpartyâ. Ale nie zabrakło oczywiście kultowych kawałków jak âHej chłopczeâ, âGeneracja nicâ czy âButelki z benzyną i kamienieâ. To był dla mnie najlepszy koncert festiwalu i jedyny na którym żałowałem jego ograniczeń czasowych.
Po występie, dzięki Velvetowej, Delfinowi i Francie znalazłem się za kulisami Sceny Leśnej (sam bym się chyba nie odważył). Większość ludzi od razu po koncercie zmyła się na Scenę Główną, jakby nie wierząc w możliwość pokoncertowego obcowania z Krzyśkiem i Kubą. Szkoda że zawiódł aparat, gdy chciałem mieć zdjęcie z Ostrowskim, ale za to złożył mi autograf na bilecie z PKP. Na szczęście aparat w porę ożył i udało się za to zrobić zdjęcie z Wandachowiczem. Byłem na Red Hotach, mam autograf Ostrowskiego, fotkę z Wandachowiczem â normalnie jestem już spełnionym człowiekiem

. W zasadzie na tym festiwal się dla mnie skończył. Byliśmy jeszcze na Kapeli z ânajwiększej wsi w Polsceâ. Lubię ich. Są OK, ale jednak po takim czadzie jaki dali CKOD trudno mi było jakoś szczególnie cieszyć się muzyką bez gitar. Wiedziałem że mnie akurat nic lepszego już tego dnia nie czeka. Zresztą pokazywałem to na ulicach miasta. Próbowałem zawracać idących w stronę Słupna Park, przekonując że âto co najlepsze już byłoâ. I chyba po mojej koszulce wiadomo było co miałem na myśli. Tak więc dla mnie ostatnim akcentem tego dnia, było oglądanie z kumplami bajek Disneya i Szansy na Sukces w hotelu.
BLOOD SUGAR SEX MAGIK - the best thing since bread came sliced