03-09-2005, 07:41 PM
W sobote mam trening z zaprzyjaznionym bractwem... nie byloby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, ze kolega (don nalezacy) przestal uczeszczac na grupowe walki, by trenowac ze mna i stanie u mego boku przeciwko swym kompanom.... hehe zapowiada sie ciekawie.
Edit: Po treningu: ledwo zyje
Edit: Po treningu: ledwo zyje
