Byłem na sporej imprezie, w sumie coś koło 35 osób i każdy przebrany za jakąś postać z filmu tudzież kreskówki. Jeno ja jak zwykle musiałem wyskoczyć z czymś oryginalnym, a tym co mogło być najoryginalniejsze w takim towarzystwie był brak przebrania. Wyjaśniałem wszystkim że przebrałem się za bardzo znaną postać z filmu, który w sumie jeszcze nei powstał, bo scenariusz dopiero sie pisze. Szacuje że film ów powstanie za jakieś 82 lata, czyli rok po mojej śmierci. Oczywista postać, za którą się w sylwka przebrałem była głównym bohaterem tego filmu. Tylko właśnie... jak witalismy w drzwiach coraz to lepsejsze przebrania, to uznałem że jednak ten pomysł z obowiązkiem przebierania fucktycznie był zajebisty. Widząc przed sobą zajebistego Leona zawodowca, a kontem oka kartony z sześciopakami szampanów doznałem olśninia, aż niemal mnie oślepł blask mego gejniuszu. Jako ze w mieszkaniu żyło 3 architektów to nożyka do papieru nie zabrakło, a w sumei to szkoda... Wziąłbym nożyczki i nie pociął se spodni i ich nie zakrwawił ;P Byłem już po kilku browarach, karton był twardy, nożyk tępy, a ręce nazbyt pewne mimo że były podstawy do odebrania im tej pewności. Tak czy siak zniknąłem na chwile z imprezy chowajac sie w rogu pokoju za otwartymi drzwiami. Wyskoczyłem stamtąd w samych slipkach i ze spartańskim hełmem na głowie. Znalazłem jakąś zieloną szmatę, która z przymrużeniem oka była czerwoną peleryną, wziąłem pokrywę od kosza, przykleiłem tam taki daszek: "^", dojebałem całość taśmą do przedramienia i chwyciłem jakiegoś drąga. Od tamtej pory latałem tak drąc morde "DYS IS SPARTAAAAA!!!" i "Dziś nei polegnie zaden spartiata!" (co do czego poległem pierwszy

). Jakiem se polatał to kartonowy grzebień mi ochlapł, więc wziąłem szczotke do sprzątania i dojebałem ją taśmą, dzięki czemu miałem pikny grzebień mówiący o mej wysokiej randze. Tak oto z napotkanych surowców i Leona powstał Leonidas. Jeśli ktoś z was w okolicach północy był przy moście Świętokrzyskim, to być może przemkła mu przed nosem zielona peleryna, a pod nią świeciły chude nogi; to zapewne widział reinkarnacje wielkiego Leonidasa. Goła klata się raczej wyróżniała na tle zakurtkowanego tłumu
Padłem pierwszy, a więc i wstałem pierwszy. Nie chcąc budzić jeszcze nieostygłych trupów wziąłem sie za zmywanie. Pod koniec roboty usłyszałem bełta za oknem, więc się wychyliłem z chęcią krzyknięcia "PATRZ! BOCIAN, PATRZ! JAK ON ODDYCHA TO I MY MOŻEMY! URATOWANI!! URATOWANIII!!!", ale wiedziałem że dewoty w tej kamienicy straszne, wiec zwyczajnie zacząłem gadkę. Wyszedłem na klatkę, menel poczestował mnie wódką, ja go browarem. Jak juz byliśmy rozgrzani, dołączył do nas jeszcze jeden kolo z psem. Pies nie pił. Tego dnia ujebałem sie dużo bardziej niż w sylwka, ale było mniej wódy, wiec nonstop "gaz! Gaz! Gaz! Gaz, gaz do dechy gaz! Gaz! Gaz! Gaz! Policja goni nas!" i "Bania u Cygana! Bania u Cygana! Hej! Bania u Cygana do rana! HO!" W domu byłem w srode około 21:00, kiedy to do snu ululałem ostatniego browara.
Zanim tam trafiłem bałem sie zę impreza byłędzie za kulturalna, ale się nie zawiodłem i było zajebiście. Jak dostane fotki, to z pewnością staną się one potwierdzeniem poprzedniego zdania.