• 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

Paprika Korps
#1

Formacja z Opola swoją muzykę określająca mianem heavy-reggae. Pierwszy tak często koncertujący zagranicą polski zespół z kręgu muzyki reggae.

mp3#

Promises
Mind Explorer
Don't Trust (feat. Yellow Umbrella Horns)
Commin Inna

Dodatkowe, o tu: http://paprikakorps.mp3.wp.pl

Nie ma tematu o jednym z lepszych zespolow reggae w Polsce, wiec postanowilem to nadrobic. I tak wiem, ze malo kto tutaj slucha czegos takiego, ale coz, Wasza strata =)


[Obrazek: 23.jpg]
Odpowiedz
#2

ja tam wole Natural Dread Killaz 8)
Odpowiedz
#3

mi sie zawsze bardzo podobal kawalek "facts of life", pamietam ze byl kiedys ostro na listach w radiostacji.
w ogole jest tam takie miejsce gdzie wydaje sie ze spiewaja po niemiecku Laughing
mialem sie z nimi blizej zapoznac ale zawsze bylo co innego do zapoznawania - mysle ze moze zrobie to teraz Smile
Odpowiedz
#4

Ramone napisał(a):ja tam wole Natural Dread Killaz 8)
Panie, daj pan spokój ;P.

Paprika Korps to zdecydowanie jeden z lepszych zespołów obecnej polskiej sceny reggae. Niestety nie miałem, w przeciwieństwie do Acrida, okazji, by usłyszeć i na żywo, a jak to często z kapelami reggae bywa zapewne na żywo wypadają jeszcze lepiej (wielu twierdzi, że świetny zespół koncertowy, więc coś musi być na rzeczy).
Nie będę pisał więcej - po prostu warto znać.
Odpowiedz
#5

Kamael napisał(a):
Ramone napisał(a):ja tam wole Natural Dread Killaz 8)
Panie, daj pan spokój ;P.

ajt, ajt ;)

Cytat:Niestety nie miałem, w przeciwieństwie do Acrida, okazji, by usłyszeć i na żywo[..]

I musisz to nadrobic! ;) Mam ich set (nie wiem czy dokladnie caly) z RnL, ale w bardzo kijowej jakosci, wiec nie wiem czy jest sens wystawiac choc to tylko ~10mb.

Wazne, ze zespol miazdzy suty.

[Obrazek: krytykpl120023_1.gif]
Odpowiedz
#6

Acrid napisał(a):
Kamael napisał(a):
Ramone napisał(a):ja tam wole Natural Dread Killaz 8)
Panie, daj pan spokój ;P.

ajt, ajt Wink
na koncercie w wrocku dali czadu Big Grin
Odpowiedz
#7

Acrid, wrzucaj... Z ciekawości posłucham co tam zagrali.
Odpowiedz
#8

Kamael napisał(a):Acrid, wrzucaj... Z ciekawości posłucham co tam zagrali.

=)
Odpowiedz
#9

[Obrazek: wyd5.jpg]

Na rok 2006 przypada 10-lecie istnienia zespołu Paprika Korps. Z tej okazji na 1 marca 2006 przewidziana jest premiera płyty "Koncert W Tampere". Jak sama nazwa wskazuje jest to płyta koncertowa, nagrana podczas koncertu w Tampere w Finlandii we wrześniu zeszlego roku.
Jak mówią członkowie zespołu, 10 rocznica istnienia nie jest zamknięciem żadnego rozdziału w historii zespołu a jedynie doskonałym pretekstem do wydania płyty koncertowej, podsumowującej wiele lat koncertowania w 25 krajach w niezmienionym składzie.

Plyta juz od dawna w sprzedazy, oczywiscie mam na stanie (nawet fajny digipack, napisy po polsku i finsku ;D) setlista niezla, wykonanie rowniez, czego chciec wiecej? Ano, jedyny jej minus to czas trwania, tylko 54minuty :( Paprika swoj live album powinna wydac co najmniej na 2cd ;)
Odpowiedz
#10

E, w ogóle nie wiedziałem, że coś takiego wydali. Fajnie, że właśnie tak uczcili 10-lecie istnienia zespołu, bo np.kilka innych polskich kapel reggae (taka nasza polska specyfika) z tej okazji wydawało debiutanckie płyty ;D.
Odpowiedz
#11

paprika ma lepsze i gorsze kawalki
ale wieksozsc dobra ..
i przypada do gustu
riddim badz let me know czy from soul to soul ..boskie
czy nothing but a sorrow
ah
cale zycie na debecie
Odpowiedz
#12

roxująca kapela, szkoda, że jakoś rzadko grają w polsce i nigdy w pobliżu mnie;/ mają swój świetny styl Smile
Odpowiedz
#13

paprika... ahh ;D nakrecilem sie na ta muzyczke jakies 2 tygodnie temu i ciagle ich slucham. moim zdaniem egzekfo <lol nieewiem jak to sie pisze ;P> z habakukiem sa najlepszymi polskimi kapelami reggae. ;D
Odpowiedz
#14

Z uwagi na dobrą koniunkturę na polskim rynku wydawniczym, zespół Paprika Korps postanowił ofiarować światu kolejną dawkę swojej twórczości.

Album, o niebanalnym tytule "Magnetofon" (wyd. Karrot Kommando), jest już piątym woluminem heavy-reggae'owej epopei. Tym razem, muzycy opolskiej grupy, zapraszają słuchacza do krainy zwodniczo melancholijnych melodii na dzikie rodeo po pograniczu nieustępliwego rytmu i onirycznej pulsacji.

Wśród chropowatych ścian gitarowych dźwięków na gruncie lepkim od dub'owych przestrzeni opowiadane są przemyślane i przewrotne historie. Zarówno ważkie jak i pospolite zjawiska naszego świata przedstawione tu poprzez osobliwy pryzmat heavy-reggae zwracają uwagę odbiorcy na zupełnie nowe detale otaczającej nas rzeczywistości.

To monumentalne przedsięwzięcie nie obyłoby się bez wsparcia rzeszy niezawodnych fachowców: przede wszystkim inżynierskiej pracy Jarka "Smoka" Smaka i Activatora w Studio As One oraz ich dub'owemu szóstemu zmysłowi. Niemało kolorytu dodały dziełu sugestywny żeński głos Małgorzaty Auron oraz mistyczne partie wirtuoza hinduskich skrzypiec - Michaela Jones'a. Xiadz Maken I z Joint Venture SS wygłosił płomienny manifest nurtu dub, a warszawski ragga-bard Pablopavo krótką balladę z życia wziętą.

Niebawem płytę będzie można nabyć na koncertach Paprika Korps. Teraz już można składać zamówienia na stronie karrot.pl/sklep, które będą rozsyłane od 7-ego marca. Niedługo potem album ukaże się i w innych dystrybucjach.

[Obrazek: 2c3eb643428b582e.jpg]

Mniam! Nawet nie wiedzialem, ze cos nagrywaja, swietnie, swietnie, Paprika Korps miazdzy, ciagle.
Odpowiedz
#15

- Muzyka Paprika Korps określana jest jako „heavy reggae”. Kto to wymyślił?

Pojechaliśmy na koncert do Zittau i zobaczyliśmy ulotkę „heavy reggae aus Polen”. Bardzo nam się to spodobało i zostało. Był czas, kiedy na plakatach pod nazwą Papryka Korps było pisane „reggae” i wtedy dopiero był problem.

- Dlaczego?

Bo my nie prezentujemy typowego, jamajskiego lekkiego brzmienia. Dla radykałów byliśmy nie do przyjęcia. Na szczęście na nasze koncerty przychodzili różni ludzie, również odważniejsi muzycznie i potrafili przyjąć naszą miksturę. To określenie było dla nas pewnego rodzaju wymówką.

- Co Ty rozumiesz pod tym hasłem?

Charakterystyczne jest to, co Łukasz gra na gitarze. Są to dosyć dziwne solówki i motywy, których nie ma w innych zespołach reggae. Łukasz słucha dużo ciężkiej muzyki i w jakiś sposób to się odbija na naszym brzmieniu.

- Ma poprzednich płytach zwracaliście uwagę na to, co dzieje się współcześnie. Mam wrażenie, że na najnowszym albumie „Magnetofon” jest tego mniej.

Na poprzedniej płycie „Telewizor” było sporo nawiązań. Na nowej płycie komentujemy rzeczywistość, ale bardziej poetycko i w abstrakcyjny sposób, mniej dosadnie, raczej podglądamy społeczeństwo i to komentujemy. Nie są to moje teksty tylko gitarzystów, ale bardzo mi się podobają. Mają swoje ukryte przesłania i trzeba ich sobie poszukać.

- Jeździcie z koncertami po całej Europie. Mam wrażenie, że jesteście bardziej znani poza granicami niż w samej Polsce. Gdzie jest najlepsze przyjęcie?



W Finlandii i Chorwacji. I są jeszcze poszczególne miasta w różnych krajach, gdzie mamy zainteresowanie większe niż gdzie indziej. Jednak Finlandia jest takim naszym ulubionym krajem.

- Finlandia w ogóle nie kojarzy mi się z reggae…

Bo ta nasza muzyka, tak do końca reggae nie jest. Dlatego, być może, nam się udało. Finlandia to świetny kraj, większy od naszego, ale z małą gęstością zaludnienia. Mimo to scena muzyczna kwitnie, istnieje mnóstwo niezależnych wytwórni, zespołów i świetnych klubów z dobrym nagłośnieniem. Ludzie kupują dużo płyt. Jeździmy od pięciu lat i zapracowaliśmy sobie na to, że gramy w salach do 800 osób.

- Jaka była Wasza najdalsza i najbardziej egzotyczna podróż?

Najdalej byliśmy w Nowosybirsku, trafiliśmy też do miejscowości Tromso w Norwegii, która leży 600 km za kołem podbiegunowym.

- Jak było w Nowosybirsku?

Najpierw dojechaliśmy samochodem do Moskwy. W pierwszej koncepcji mieliśmy jechać koleją transsyberyjską. Jednak do tego nie doszło, organizator się rozmyślił i polecieliśmy samolotem. Daliśmy dwa koncerty, jeden z Nowosybirsku, drugi w Tomsku. Pierwszy był sensowny, drugi okazał się nieporozumieniem. Była śmieszna historia, bo pani nas zaprosiła na wywiad, a jak poszliśmy, to okazało się, że to konferencja prasowa z kilkoma dziennikarzami, m.in…. MTV Nowosybirsk. Oni słabo mówili po angielsku i zadając nam pytanie nie rozumieli, co odpowiadamy. Na przykład padało pytanie, czy inspirujemy się Bobem Marleyem. Odpowiadaliśmy, że nie, że znamy, ale jest dużo innych inspiracji. A kolejne pytanie brzmiało… „Skoro inspirujecie się Bobem Marleyem to powiedzcie…” To była tego typu rozmowa. Nowosybirsk wygląda jak Katowice w 1980 roku, żadne przeżycie. Dopiero przejazd do Tomska był mocno wschodni, przez 200 km prawie nic nie było, tylko śnieg i las. Ale najbardziej niezapomniana była podróż na Ukrainę.

- Dlaczego?

We Lwowie podczas naszego koncertu ukradli nam samochód. Niezbyt było to sympatyczne, szczególnie, że jeszcze był niespłacony. Następnego dnia mieliśmy mieć koncert w Kijowie i pojechaliśmy tam taksówką.

- Ale to przecież z 500 km w jedną stronę! Musiała to być najdroższa taryfa w Waszym życiu.

Tania nie była, kosztowała chyba z 300 dolarów. Dojechaliśmy do Kijowa około godziny 23. Klub był pełny, wszyscy na nas czekali i jak przyjechaliśmy, zgotowali nam owację na stojąco. Pomyśleliśmy, że warto się przełamać, nie poddawać, bo sam koncert był niezapomniany. Potem wróciliśmy do Lwowa i staraliśmy się odnaleźć samochód. Ale tam jest tak, jak w Polsce kilkanaście lat temu, nie ma opcji na jego znalezienie. W dodatku zdobycie zaświadczenia z policji o kradzieży graniczy z niemożliwością. Siedzieliśmy tam z cztery czy pięć dni chodząc codziennie na komisariat. Za każdym razem inny policjant zadawał nam dokładnie ten sam zestaw pytań. Najmniej interesował ich sam samochód, a pytania były z w stylu „Ilu z was jest studentami?” czy „Jeśli jesteś studentem, na jakiej uczelni studiujesz?”. Rozmawialiśmy z różnymi policjantami na różnych piętrach komisariatu. Wyglądało to jak z „Procesu” Kafki. W skradzionym samochodzie zostawiliśmy wszystkie rzeczy, kosmetyki, bieliznę, więc wyglądaliśmy strasznie. A do tego powrót był okropny, bo na granicy staliśmy 12 godzin! Było niesympatycznie i niebezpiecznie. Ci, którzy planują Mistrzostwa Europy są kompletnie z kosmosu, chyba nigdy nie byli na tym przejściu. To jest absolutnie niemożliwie, żeby to nagle zaczęło działać.

- Przez ostatnie lata zauważalny jest ponowny boom na reggae. Czy zastanawiałeś się, czym to może być spowodowane?

Muzyka taneczna ma duże szanse, żeby spodobać się młodzieży. Po prostu reggae jest dobrą muzyką do zabawy.

- Reggae zawsze było też związane z ideologią rastafariańską, z pewnym specyficznym sposobem życia. A czym jest reggae dla Ciebie?

Są tacy, którzy próbują przenosić wartości rastafariańskie do życia, ale ja do nich nie należę. Zresztą większość ludzi grających w zespołach, którymi się zajmuję, nie hołduje tym ideałom. Granie jest miłością ich życia, uwielbiają słuchać i grać reggae. Pamiętajmy, że rastafarianizm to kultura czarnych ludzi i nie da się jej przełożyć na język polski. Teraz za reggae nie kryje się przekaz duchowy. Najważniejsza jest muzyka.

- Ale Paprika Korps to nie tylko zespół, to też Agencja Koncertowo-Wydawnicza Karrot Kommando. Kiedy i komu przyszedł do głowy ten pomysł? Jaki na początku był cel tej firmy?

Pierwsze płyty Papryki wydawane były przez Sławka Pakosa i jego firmę W Moich Oczach. W pewnym momencie Sławek chciał firmę zamknąć i podsunął mi pomysł, że skoro tyle jeździmy i tak nam się dobrze wszystko układa, dlaczego nie moglibyśmy sami sobie płyt wydawać. I zaczęliśmy tak robić. Poszliśmy za ciosem i gdy pojawił się Vavamuffin, zdecydowaliśmy się firmę zarejestrować. Pierwsza ich płyta „Vabang!” była bardzo dużym sukcesem. Wtedy rzeczywiście zaczęliśmy wierzyć, że możemy robić koncerty i wydawać płyty innym. Do głowy mi nie przyszło, że to może się tak rozkręcić.

- Jak dobieracie zespoły, z którymi pracujecie?

Wydaliśmy też płyty zespołów Doberman, EastWest Rockers, Managga, a ostatnio niemieckiego Yellow Umbrella. Podstawowym kryterium jest to, że wszystkie kapele to nasi przyjaciele, z którymi znamy się od wielu lat. Oni nam zaufali i wiedzą, że poświęcamy im mnóstwo czasu i robimy to w miarę dobrze. Łączą nas przyjacielskie układy, co jest bardzo komfortowe. To bardzo duża zaleta.
Poza tym mamy koncepcję, aby wydawać płyty wykonawcom, którym robimy koncerty. Jedno z drugim bardzo się łączy, granie koncertów jest jednym z największych czynników wpływających na sprzedaż płyty. Dziwię się, że majorsi nie wzięli się za robienie koncertów. Za granicą bardzo często, i to nawet przy dużych gwiazdach, część wynagrodzeń koncertowych bierze sobie wytwórnia, która trasę organizuje. To jest bardzo sensowne i udało się już w wielu krajach.

- Myślicie o rozwinięciu Karrot Kommando?

Mamy koncepcję, żeby starać się robić jak najwięcej rzeczy. Planujemy firmę, która będzie robić koszulki i inne gadżety. Chłopcy nieźle sobie radzą z robieniem stron internetowych i jest pomysł, aby w ramach Karrot Kommando powstała firma zajmująca się czymś takim na czysto komercyjnych zasadach. Myślimy też o pszerzeniu oferty wydawniczej. Za chwilę wychodzi płyta krakowskiego zespołu Soomood, na jesień planujemy płytę Mariki i negocjujemy z zespołem Żywiołak. Wszystkie te trzy rzeczy są stosunkowo dalekie od reggae, ale jest to tylko dobra muzyka.

- Patrząc na naszą cherlawą fonografią mam wrażenie, że firmy pokroju Karrot Kommando są przyszłością rynku, że dzięki połączeniu kilku rzeczy ten rynek jest w stanie przetrwać. Co o tym sądzisz?

Takie firmy, jak nasza, nie mają ogromnych budżetów promocyjnych, nie stać ich reklamę czy billboardy. Popularnosć wynika ze szczerej, oddolnej inicjatywy ludzi, którym to się podoba. Nie wydajemy mnóstwo pieniędzy na to, żeby ludziom się spodobało, tylko sami ludzie się o tym dowiadują i to buduje wielkość takich firm. To jest najbardziej cenne.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości