• 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

Yes
#1

Yes to taki typowy przedstawiciel rocka progresywnego (no, moze jednak nie taki typowy bo w koncu jest jednym z najlepszych zespolow gatunku), choc czesciej ich muzyke okresla sie mianem rocka symfonicznego. Grupa została założona w roku 1968 (zespol aktywny jest po dzis dzien) przez Jona Andersona i Chrisa Squire'a. Potem do zespolu dolacza jeszcze Peter Banks, Tom Kaye oraz Bill Bruford (znany m.in z pozniejszej wspolpracy z King Crimson). Nagrywaja w tym skladzie dwa calkiem niezle albumy, ale prawdziwy Yes moim zdaniem zaczyna się na dobre, kiedy z zespolu odchodzi Banks, a zastepuje go bardzo uzdolniony, mlody gitarzysta Steve Howe. W zmienionym skladzie nagrywaja moje 3 ulubione albumy ("The Yes Album", "Fragile" oraz wspaniale "Close To The Edge"). Ten ostani, uwazany jest za najlepszy album w historii zespolu, a mi pozostaje tylko sie z tym zgodzic. Utwor tytulowy to energiczna i cudowna, acz nieco patetyczna (chodzi o motyw, kiedy ze swymi "koscielnymi" organami pozostaje Wakeman) suita rockowa, wg mnie jeden z najlepszych utworow wszech czasow. Pozostale kawalki tez niczym nie odstaja od kompozyji tytulowej. Szczegolnie do gustu przypadl mi trzeci na plycie "Siberian Khatru", z niemal hard rockowym riffem, ktory plynnie przechodzi w spokojniejsza czesc utworu. Bardzo ciekawy jest moim zdaniem takze album "Fragile", ktorego trzonem sa 4 (kazdy po okolo 10 minut) kawalki. Pozostale 5 utworow to wariacje poszczególnych muzykow, ktore udowadniaja jeno, ze mamy do czynienia z muzykami najwyzszej klasy. Najciekawsze sa zdecydowanie 35 sek. "Five Per Cent For Nothing" oraz "Cans And Brams", ktore jest elektroniczna parafraza 4. symfoni Brahmasa. Zespol zapisal sie zlotymi zgloskami w historii muzyki rockowej i mysle, ze juz do konca tak pozostanie (chociaz poddali fanow na ciezka probe, zmieniajac stylistyke pod koniec lat 70').

Szczerze polecam, i zachecam do przesluchania w.w albumow + na dokladke troche IMO nudnawe "Tales From Topographic Oceans" oraz "Goin For The One".
Odpowiedz
#2

Znam, uwielbiam ;D Zwłaszcza "Close To The Edge" (jeden z najlepszych albumów jakie w życiu słyszałam), "Going For The One" z genialną suitą "Awaken" oraz bajeczne "Tales From Topographic Oceans". Czapki z głów!
by the grace of god almighty
and the pressures of the marketplace
the human race has civilized itself
it's a miracle

roger waters
Odpowiedz
#3

A co sądzicie o solowej twórczości instrumentalistów Yes? Moim zdaniem, stoi ona na naprawde wysokim (a nawet bardzo wysokim, przewyższającym niekiedy dokonania ich macierzystej grupy) poziomie. Glownie chodzi mi tutaj, o muzyke wieloletniego członka kapeli, wirtuoza klawiszy Rick'a Wakeman'a. Nie znam niestety całej dyskografii tegoż Pana, gdyż jest wyjatkowo obszerna, ale zapoznałem się z krazkami powszechnie uważanymi za najlepsze. Z tych kilku przesłuchanych przeze mnie CeDek'ow ( "Journey To The Center of The Earth", "The Myths & Legends of King Arthur", "Lisztomania", "White Rock" oraz "Time Machine") szczególnie powaliły mnie dwie pierwsze, czyli "Journey ..." oraz "The Myths ...". Kiedy słucham tej muzyki w całości skomponowanej przez Wakemana, nie przychodzi mi do glowy nic innego jak bić temu Panu pokłony. Toż to jest naprawde fenomenalne! Widać, że w latach 70' całkowicie pochłonięty był pracą w Yes, gdyż można usłyszeć tutaj pewne powiązania z tą kapelą. Bliskie macierzystej grupie jest wlasciwie wszystko - od muzyki nan zaprezentowanej, przez rozwiazania harmoniczne, az po budowe utworow. W tym wypadku jest to moim zdaniem zaleta - bo po co zmieniac cos, co jest juz doskonale? Jak przystało na wirtuoza-pianiste, możemy na w.w plytkach usłyszeć i cieszyć się brzmieniem rozmaitych instrumentów klawiszowych, takich jak m.in fortepian, klawesyn, klawikord czy urzadzenia elektroniczne. Na krazkach usłyszymy także ogrom instrumentów typowych dla rocka progresywnego czyli flety, trabki, orkiestre itd. Ważną rolę pełni dynamiczna gra perkusisty oraz sporadycznie pojawiającej się partii gitary elektrycznej. Utory zawarte na powyzszych albumach mozna wlasciwie uznac za muzyke klasyczna (niekiedy nawet nazwa LP swiadomie nawiazuje do znanych kompozytorow, np. "Lisztomania") , a prawdziwa jazda zaczyna się gdy w "Journey ..." możemy usłyszeć fragment mojego ulubionego walka z muzyki klasycznej, a mianowicie - "W Grocie Króla Gór" E.Griega. Reasumujac, co najmniej dwie płytki Wakemana zapisaly sie do kanonu rocka i warto je znac. Chodzi mi tutaj konkretnie o "Journey To The Center of The Earth" oraz "The Myths & Legends of King Arthur ", ktore to mozna nazwac "lektura obowiazkowa".

[Obrazek: rickwakemanentcentbi9.jpg]

Na kolana! ;]
Odpowiedz
#4

Szczerze mówiąc nie miałam głębszego kontaktu z solową twórczością Rick'a Wakeman'a. Słyszałam jedynie wydaną w 1999 r. "Return To The Centre Of The Earth" (zdaje się, kontynuację płyty wydanej w 1974) Na tym wydawnictwie udzielał się min. Ozzy Osbourne ("Buried Alive") - ta kompozycja wywarła na mnie wrażenie - wokal Ozza + orkiestra symfonicza + chóry - świetna rzecz. Co do "Return To The Centre Of The Earth" jako całości... Cóż, słychałam tej płyty ponad rok temu i wrażenia zostały nieco zatarte, jednak pamiętam, że było to wtedy dla mnie coś nowego, na pewno ciekawego i wciągającego na jakiś czas, ale nie przypominam sobie, aby ta płyta powaliła mnie na kolana (BTW: ten album ma całkiem niezłą notę na Prog Archives - 3.58 ) Wspomniałeś o innych wydawnictwach Wakeman'a... Porozglądam się za nimi, a na początek zapoznam się z "Journey to the Centre of the Earth" (właśnie słucham fragmentów i czuję, że ta płyta może mnie zainteresować na dłuższą metę)
by the grace of god almighty
and the pressures of the marketplace
the human race has civilized itself
it's a miracle

roger waters
Odpowiedz
#5

Abstrahując od twórczości Wakemana chcialem wyrazic krótką opinie n/t obszernej dyskografii Yes. Nie chce wzbudzac jałowej dyskusji o gustach ale jak dla mnie z dyskografii Yes do pozycji kultowych i mogacych konkurowac z najwazniejszymi płytami KC, VDGG, Genesis czy ELP mogę zaliczyć tylko (a może aż) 6 płyt - chyba wiadomo jakie - od YES Album do GFTO.

Poniekąd prawda że po Relayer Yes (do początku lat 80-tych) tworzył jeszce całkiem fajne płyty (właściwie racja że GFTO jeszcze można by wciągnąć w ich złotą erę), ale z drugiej strony później to już był tylko cień dawnego Yesa. W latach 80-tych nie stoczyli się co prawda aż tak jak Genesis, ale żeby nagrać coś trącacego geniuszem pierwszej połowy lat 70-tych musiało dopiero powstać (i paść) ABWH...

A w latach 80-tych tradycję progresu trzymali ... wiadomo kto Wink
Odpowiedz
#6

buubi napisał(a):Abstrahując od twórczości Wakemana chcialem wyrazic krótką opinie n/t obszernej dyskografii Yes. Nie chce wzbudzac jałowej dyskusji o gustach ale jak dla mnie z dyskografii Yes do pozycji kultowych i mogacych konkurowac z najwazniejszymi płytami KC, VDGG, Genesis czy ELP mogę zaliczyć tylko (a może aż) 6 płyt - chyba wiadomo jakie - od YES Album do GFTO.

Poniekąd prawda że po Relayer Yes (do początku lat 80-tych) tworzył jeszce całkiem fajne płyty (właściwie racja że GFTO jeszcze można by wciągnąć w ich złotą erę), ale z drugiej strony później to już był tylko cień dawnego Yesa. W latach 80-tych nie stoczyli się co prawda aż tak jak Genesis, ale żeby nagrać coś trącacego geniuszem pierwszej połowy lat 70-tych musiało dopiero powstać (i paść) ABWH...

A w latach 80-tych tradycję progresu trzymali ... wiadomo kto Wink

mam podobne odczucia, z tym, ze GFTO zdecydowanie już nie luibię,a ogólnie jest to świetny zespół, z kanonu progresywnego rocka wolę od nich jedynie KC i VDGG.Stawiam ich ponad Pink Floyd czy GG. ;P
Who's gonna teach you how to dance?
Who's gonna show you how to fly?
Who's gonna call you on the lame-dope-smoking,
Slackin' little sucker you are?
Odpowiedz
#7

Qrcze Nevermore nie widziałem że jesteś tak zakorzeniony w klasyce - najpierw VDGG teraz Yes - szacuneczek 8)
Odpowiedz
#8

Cytat:Abstrahując od twórczości Wakemana chcialem wyrazic krótką opinie n/t obszernej dyskografii Yes. Nie chce wzbudzac jałowej dyskusji o gustach ale jak dla mnie z dyskografii Yes do pozycji kultowych i mogacych konkurowac z najwazniejszymi płytami KC, VDGG, Genesis czy ELP mogę zaliczyć tylko (a może aż) 6 płyt - chyba wiadomo jakie - od YES Album do GFTO.
Nie inaczej - chociaz IMO "Tales From Topographic Oceans" jest nieco zbyt toporna i pompatyczna, a momentami wlasciwie nudna. "The Remembering - High the Memory" np. ten walek jest dla mnie cholernie nuzacy, najchetniej w ogole bym wywalil go z tej plyty. Wole bardziej energiczne wcielenie Yes (czytaj - "Close To The Edge", "The Yes Album", "Fragile" i "Going For The One"). Co do reszty wypowiedzi - swietna prawda.
Cytat:A w latach 80-tych tradycję progresu trzymali ... wiadomo kto
Jethro Tull? Big Grin
Odpowiedz
#9

Kubusiu:

1. A Relayer ??? Wink

2. W latach 80-tych - Marillion Wink
Odpowiedz
#10

Miriam -> I jak idzie zapoznawanie sie z solowa tworczoscia Wakemana?
Nevermore -> Napisales na koncu swej wypowiedzi "GG" - czy chodzi tutaj o grupe Gentle Giant?
Buubi -> "Relayer'a" jeszcze nie slyszalem, ale nie martw sie, poluje na niego ;]
Odpowiedz
#11

Tak, świetny zespół, ale bardziej podchodzi mi jednak Yes.
Who's gonna teach you how to dance?
Who's gonna show you how to fly?
Who's gonna call you on the lame-dope-smoking,
Slackin' little sucker you are?
Odpowiedz
#12

Zaiste swietny. Kurcze, nie przypuszczalem, ze tak jestes zainteresowany starym rockiem. Szacun sie nalezy ;]
Odpowiedz
#13

Relayer to dla mnie płytka na równi z Close... i Fragile Ponad 20 minutowa suita Gates Of Delirium poraża tym co się tam dzieje - a dzieje się nawet więcej niż w tytulowej z Close To The Edge. Aż dziw bierze iż po odejściu Wakemana z nowym klawiszowcem wciąż ten sam (jeśli nie lepszy) poziom...
Odpowiedz
#14

Dzisiejszej nocy przekonałem się do Close To The Edge! Najbardziej miażdżący moment płyty to chyba środkowa część And you and i
Wcześniej chyba za głupi byłem na nich. Dzisiaj posłucham jeszcze Going For The One.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości