Ano bylem na koncercie nowych Doorsow... nawet mnie TVN uchwycil w kamerze
Dla mnie Doorsi to cos wspanialego... kolejny zespol ktory gral muzyke ktorej dzis namiastki chociazby nie udaje mi sie znalezc w nowych kapelach... Nie bede sie rozpisywal nad tym jak lubie ich muzyke... powiem tylko, ze jak kiedys probowalem okreslic pierwsza trojke "the best bands ever" dla mnie, to mialem problemy... a przed koncertem to Doorsi nagle wskoczyli na 1wsze

Wiem, ze wtedy sluchalem ich codziennie przez miesiac az do koncertu...
I wlasnie - koncert The Doors... lipiec 2004... Wawa - Torwar. Jechalismy busem, cala zorganizowana ekipa wyruszyla z Krakowa i zgarnela ludzi z Katowic (ja + 4 osoby jeszcze) Wyruszylismy pelnym busem do Wawy. Tu zaczal sie klimat - Doorsi w tle a my po autostradzie mkniemy

Najelpiej bylo w miescie na swiatlach - okna uchylone, myzka leci na full a ludzie na okolo sie gapia

Nie podchodzilem sceptycznie do tego koncertu... bylem raczej nastawiony "na tak" bo w koncu to The Doors ! Bez Jima ale wciaz The Doors (wkurza mnie jak ktos mowi, ze The Doors to Jim i nikt wiecej... a sam Jim podkreslal, ze oni sa zespolem wszyscy!) I to skusili sie przyjechac do Polski ! A trasa nie obejmowala tak wielu krajow... Anglia, Francja, Irlandia, Polska, Grecja i jeszcze jakies... Zaczelo sie niezlym szokiem ! Jakiez naglosnienie ! Superos ! Nie wiem jak to zrobili ale w tym momencie Torwar zarzadzil. Ludzie nie zawiedli, bylo ich sporo, duzo i jeszcze wiecej. Ian Astbury spiewal naprawde dobrze... niesamowcie przekonywujaco... Kupa improwizacji - Ray szalal na klawiszach, Robby na gitarze (i to jak !) Czulo sie brak schematycznosci ! Ludzie z busa, po koncercie mowili, ze czulo sie Jima tam... Telebim robil niezle wrazenie, bicie serca na poczatku... Manzarek moglby sobie czasem oszczedzic komentarzy w stylu "This is Jim" jakbysmy nie wiedzieli... ablo text o komunizmie (tak jakby nas wyzwolono 2 miechy temu) ale on lubi sobie pogadac (wiem to od laski ktora byla z nimi na calej trasie !) Po koncercie czulem, ze to byl chyba moj najlepszy na jakim bylem... Ale nie lubie tak ustawiac... nie pamietam tylko set listy i wciaz nie mozna sie doszukac pelnej

Jedno jest pewne - Ci co nie byli moga zalowac - druga taka okazja moze sie nie powtorzyc. Ray i Robby maja juz swoje lata... a tylko w ich wykonaniu te utwory nie sa coverami... tylko oni potrafia je zagrac tak jak trzeba... Mam poczucie, ze uslyszalem legende na zywo... bez uprzedzen w stylu - bez Jima to juz nie to bo do cholery wychodzac z tego zalozenia bardzo bym dzis zalowal... a tak jestem szczesliwy, ze bylem na The Doors... a Ian odwalil kupe dobrej roboty... w sumie w toku kolejnych utworow zupelnie zapomnialem kto spiewa... Warto bylo choc sporo gotowki poszlo
Oczywiscie mozna sie zastanawiac jak by to bylo, jakby Jim zyl i spiewal do dzis... to jest pewne - szkoda, ze go nie ma, ale dobrze, ze Doorsi byi u nas. Aha - szkoda, ze postanowili grac razem tak pozno... mogli sie zejsc wczesniej...
Jimmy Page... a guitar god...