My tam ognicha to zawsze w parku robimy naszym, od którego znajduje się jakieś 300 metrów komenda, ale na ogół patrole przejeżdżają obojętnie obok ignorując nas, bo to już przynajmniej dwudziestoletnia tradycja i tylko ci świeży policjanci, którzy jeszcze nie wiedzą jaki jest stan rzeczy się czasem czepiają i trza spierdalać. Tylko wpadnijcie do Zambrowskiego "Księżego Lasku", a zobaczycie jak malowniczo na asfaltowych ścieżkach wylegują się wyjarane kratery, a na niektórych widać odciśnięte pięści. Swoją drogą to niektórzy z nas do dziś na pewno mają drobinki smoły pod zgojoną skórą

Na ogniskach jeśli ktoś już coś "śpiewa" to zawsze jestem to ja, ale czasem ktoś ze mna piejnie dezerterka, ale na ogół Jałokim swoje przeboje wali i najczęściej są to pioseny takich kapel jak Brudne Dzieci Sida, K88, Warraha, Honor, Dezerter, Analogsi, Podwórkowi. Ale na naszych ognichach raczej są lepsiejsze zajęcia niż śpiewanie. Sam akt ogniska już może być zajebistym odjazdem. Najfajniejsze ognicha to te które były po tym jak proboszcz parafii znajdującej się tuż za parkiem przestał gromadzić u siebie drewno, które było naszym głównym, a właściwie jedynym środkiem opałowym. Byliśmy od niego zależni opałowo. Pamiętam tą determinację kiedy pewnej nocy, pod koniec ogniska z przerażeniem stwierdziliśmy że opaliliśmy księdza... NASTĄPIŁO 7 LAT CHUDYCH... Wtem, na kilka dni po tym jakże strasznym wydarzeniu niczym manna z nieba przyjechali Zieloni i ścięli jedno bardzo chore drzewo, które było zagrożeniem dla ludzi przebywajacych w parku. Jednego dnia je ścieli i pocieli na kawałki, a następnego mieli zabrać. To był chyba ostatni raz jak tak zrobili... Później już od razu po ścięciu zgarniali drewno

To drzewo, to (pomimo że puste w środku) ogromne drzewo było naszym niesamowicie ekspansywnym i wysokoenergetycznym źródłem opału jakiego jeszcze nie widziałem... Sam stos drewna ciężko było przeskoczyć, trzeba było na środku ognicha odbijać się nogą od takiej wielkiej kłody żeby przelecieć na drugą stronę, a po dorzuceniu suchych lisci, których mało nie było, ogień sięgał jak nic z 7, 8 metrów. Ale zanim je tak potężnie rozpaliliśmy przyjechały smerfy....

Tym razem nie mogli nam tego odpuścić, bo ognicho zrobiliśmy kilka metrów od krańca parku, tuż przy drodze, którą zawsze patrole przejeżdżają. Jak nic było nas ze 30 osób wtedy, bo to lato było. Policja spisała pare osób z co brzydszą mordą (mnie nie spisali

) i tych których juzbardzo dobrze znają

Kazali nam zgasić ognisko i powiedzieli ze wrócą za pól godziny i sprawdzą czy znów nie odpierdalamy, a jeśli znów zastana ognisko to wezwą straż pożarna i będziemy musieli pokryć koszty ich interwencji. Jeden najebany koleś (powiedzmy że to pan "Ś") poleciał do jakiegoś sąsiadującego z parkiem domu i pożyczył od właścicieli 2 wiadra, nabrał do nich wody ze studni i zgasił ognień. Policja pojechała przypominajac o ostrzeżeniu i kiedy tylko zniknęli z pola widzenia to wraz z panem Ś i panem C wszczęliśmy działania reanimacyjne majace na celu wskrzeszenie żaru w naszym dziecku. Widząc to dosłownie WSZYSCY, cała ta ogromna watacha prysła w obawie przed konsekwencjami jakie może nieśc ze sobą ponowne rozpalenie ogniska. Zostało 3 panów rozpalajacych ogień... Ale to starczyło by przenosić najgrubsiejsze kłody. Zmówiliśmy się że jak tylko przyjadą smerfy to ściągamy portki, mrugamy do nich czekoladowym oczkiem i spierdalamy w krzaki te co zawsze

ale nie przyjechali jednak... :/ a czekaliśmy na nich całą noc... :/
Tej nocy przewinęło się przez to ognisko sporo osób, ale na koniec każdego ogniska do rana trwa zawsze tylko Jałokim i pan C, albo jałokm i pan P, lub czasem jak ludzi wzywa praca, obowiazki, to Jałokim nie mozę pozwolić by ognicho skończyło się przed świtem, wbrew tradycji, więc zostaje sam, na straży Świętego Ognia. Tym razem zostałem ja i C. C już jak zaczęło świtać wysiadł i położył się spać, a Jałokim jako Strażnik Świętego Płomienia trwał by ten był duży i silny jak jego opiekun

No... może troche bardziej tęgi.. bo tak to CIENKIE ognicho by było... ;P

Nawet raz niosąc drewno, kiedy nie było już z kim ani pogadać, ani podpierdalać to wymyśliłem sobie wierszyk:
Jałokim nie zaśnie,
Gdy ognisko gaśnie.
![[Obrazek: nono.gif]](http://www.digart.pl/emotikony/nono.gif)
Ono woła!
![[Obrazek: jupi.gif]](http://www.digart.pl/emotikony/jupi.gif)
Płacze!
![[Obrazek: cry.gif]](http://www.digart.pl/emotikony/cry.gif)
KRZYCZY!
![[Obrazek: pomocy.gif]](http://www.digart.pl/emotikony/pomocy.gif)
"Nakarm mnie Jałokimie!"
![[Obrazek: eyes.gif]](http://www.digart.pl/emotikony/eyes.gif)
Wtedy nic wiecej się nie liczy...
Ale mniejsza z tym... W każdym zrazie około 7 rano, kiedy wrony już od 3 godzin śpiewaja ładnie jak budzik o poranku oraz kiedy nie było już nawet najmniejszej gałązki do spalenia (wszystko swoimi dłońmi niczym grabiami zgarnąłem najstaranniej jak mogłem

), Jałokim sobie lekko drzemał i drzemkę tą przerwał mu jego towarzysz zrywajac do ucieczki przed pełnymi gniewu Zielonymi, którzy przyjechali ze sprzętem by uprzątać wczoraj ścięte drzewo. Mocno się rozczarowali zastajac w parku jedynie około 30-sto centymetrową kupkę popiołu ładnie wkomponowaną w przerwaną ciągłość asfaltu. Zaczęliśmy spierdalać i śmialiśmy się ledwo oddech łapiąc.
Zawsze kiedy jestem w parku to z dumą patrzę na ten ogromny ubytek w asfalcie, na którym stworzyliśmy przestrzeń życiową dla wszelkiej maści roślinności :]
I tak się skończyły łatwo dostępne środki opałowe...
Ale szczęście nam sprzyjało. Przyszły wybory burmistrza miasta, a wraz z nimi spore drewniane bilbordy reklamujące parszywych kandydatów mordy (że tak se rymem zapodając pozwole)... Ciężko było zdobyć dostateczna ilosć drewna, bo sporo stresa przez to mieliśmy z kumplem. Nie jest tak sielankowo bawić się w odplątywanie drutu, za pomocą którego te reklamy były zaczepiane do płotów i słupów w najbardziej oświetlonych miejscach w mieście, a potem jeszcze trza było z tym zapierdalać jak najszybciej środkiem miasta do parku... Cóż.. udało się... I tak nastał kolejny owocny świt...

Tych pilśniowych reklam wzmacnianych deskami nie było zbyt wiele więc trza było dalej kołowac.
Pewnego wieczoru załoga ubolewając obradowała nad ów problemem i wtem w Jałokimowej pamięci doszło do pewnego przebłysku... Odszedł od drążącej bolączkę grupy towarzyszy, by wrócić i wszystkich zadziwić...
- To Jałokim?
- chyba tak...
- ale co on do chuja panka taska...?
Taaa... Jałokm przypomniał sobie o niedawno otwartym i całkiem blisko osadzonym LiderPrajsie, koło którego znajdowały się spore pokłady palet...

"PARKOMETROWY LUDU! DZISIEJSZEJ NOCY ZMARZNĄĆ NEI DANE NAM BĘDZIE!"
I było sielankowo pónki nie wyczaili że troche im brakło tych palet... Potem zamknęli je pod kluczem i znów nastały dni chude... i zimne... i mroczne...
A gdzie tam! Zawsze gdzieś a to kostkę brukową kładli, a to coś tam i jeśli jest chęć ognicha to drewno też zawsze jest
Kuźwa... ale żem się rozpisała...

Cóz...
...bywa...
kocham 1000 razy opowiadać te same parkometrowe historie

W sumie to jedynie sposoby w jakie drewno zdobywaliśmy, bo wypadało by wspomnieć o tym co się działo podczas samych ognisk. O takich rzeczach jak np. opalanie łonowców podczas skoków na waleta przez ogień, turlanie się przez ognicho w worku po ziemniakach i tym podobne specyfiki :] Ale tego już oszczędzę :]