05-15-2005, 08:28 PM
nigdy nie byłem uzależniony. 5. miesiąc mija od ostatniego papierosa. po prostu przsestały pomagać. nie pozwalały już odreagować, nie uspokajały. im więcej tym gorzej... czasem mam jeszcze takie ciągoty, ssie (chociażby przy piwie w barze - kiedyś jedno z drugim nierozerwalne i niewyobrażalne, żeby mogłoby być inaczej). no i też kasa miała wpływ na odstawienie. a jak rzucać? chyba nie ma sobie co wmawiać, oszukiwać się, że to ostatni, że od jutra koniec. po prostu nagły ruch - ja swoje ostatnie pół paczki po prostu wyrzuciłem, a drugą napoczętą pakę oddałem bezdomnej spod dworca (jaka szczęśliwa była!), prosiła jednego...
jak wyżej - skończyłem. a jak się zaczęło? odruchowo, kupione razem z gazetą w ciężkiej nerwicy. wtedy jeszcze pomogły. i nie żaden szpan, chęć zaimponowania (dawno to było). nawet nie wszyscy wiedzą, że tyle spaliłem kasy. heh, było - minęło. niespecjalnie żałuję, ale też myślę, że nie wrócę. a z czasów puszczonych z dymem, na pamiątkę zostały mi zapalniczki...
tyle w tym temacie...
jak wyżej - skończyłem. a jak się zaczęło? odruchowo, kupione razem z gazetą w ciężkiej nerwicy. wtedy jeszcze pomogły. i nie żaden szpan, chęć zaimponowania (dawno to było). nawet nie wszyscy wiedzą, że tyle spaliłem kasy. heh, było - minęło. niespecjalnie żałuję, ale też myślę, że nie wrócę. a z czasów puszczonych z dymem, na pamiątkę zostały mi zapalniczki...
tyle w tym temacie...