01-26-2005, 09:21 PM
Tuomasss napisał(a):Mnie tam się coś takiego jeszcze nie przytrafiło.
Prędzej czy później i ciebie dopadna w ten czy inny sposób... Nie znasz dnia ani godziny... Przypuszczam, iż już poprzestaną na tej metodzie, lecz majaw zanadrzu wiele innych pomysłów. Za pośreddnictwem internetu poznałem więcej ofiar tych syjoistycznych zapendów i zapewniam was... TO osiegnęło juz większą skalę niż się tego spodziewałem...
hier_kommt_die_sonne napisał(a):Ale nie wpadłam ze to moze byc spisek..
Ciesze się że pozwoliłeś mi pomóc sobie otworzyć oczy
Wasze propozycje są ciekawe i napełniają me serce tłoczące krew mych przodków z Arii w walce, gdyż wiem żę nie jestem w niej sam. W jebności siła, a ta do zwyciestwa kluczem jest.
A oto przykłady innych prześladowań naszych Białych Braci, których me odkrycie zrzesza już na całym świecie:
'Taaaaak. Mi też udało się paść ofiarą Masońsko - komunistycznych zapędów. To było tak. Lubię po nocy pracować przed kompem. Nie przeszkadza to moim rodzicom póki nie otwieram drzwi do mojego pokoju. Jeżeli poważę się to zrobić to one strasznie skrzypią (nienasmarowane zawiasy). I wtedy się zaczyna wojna że już póxno i spać mógłbym iść. A wiecie jak jest. Chociaż może nie wiecie. Spędzanie dłuższego czasu przed kompem powoduje wzmożone spożycie złotego płynu zwanego piwem. Co za tym idzie powoduje wzmożone wydzielanie z ogranizmu również złotego płynu zwanego...... eeeeee pominę. I wtedy zaczyna się problem. Odrywam się od kompa. Pędzę do drzwi. Naciskam klamkę. Straszliwie skrzypi. Pełny nadziei pędzę na paluszkach do najmniejszego pomieszczenia w domu. Wracając kończy się moja nadzieja. Widzę matkę która mówi że czas spać i tak dalej. I ona mi to mówi wśrodku rozgrywki brydża albo równie gustownej gry. Zabawa trwa ok 10 minut. Wracam przed monitor i widzę że upłynął mój limit czasu na ruch(a jak do ()*^*)&&*()%&*%&*(% nędzy miał ni upłynąć przez 10 minut????). Ranking w dół (znowu jestem zielony). Żółci już nie chcą ze mną grać. Odechciewa mi się. Wyłączam kompa i kładę się do łóżka przemyśleć co zrobić z tymi zawiasami.
I wpadłem. Poszedłem do sklepu z różnymi artykułami i poprosiłem o coś do wysmarowania zawiasów. Dostałem w pięknej plastykowej żółciutkiej buteleczce. Nie pamiętam nazwy specyfiku. Wróciłem zadowolony z siebie jak smok do domku. Od razu nasmarowałem. Na etykietce tylko napis żeby sobie spryskać to co ma być nasmarowane. Ani ile ani jak. Czy drzwi zdjąć czy płyn sam wszędzie dotrze. Pomyślałem że dobrze. Zrobię to doskonale. Zdjąłem drzwi. Popryskałem i bolce i wnętrze zawiasów. Przy okazji trochę tego genialnego płynu spłynęło na podłogę. Jak skończyłem smarować buteleczkę wywaliłem bo była pusta

Jak zwykle zaopatrzyłem się w dwa sześciopaki i usiadłem do kompa. Po kilku partiach wezwała mnie natura. Podszedłęm do drzwi i Otworzyłem. Cisza. Nic nie zaskrzypiało. Zadowolony z siebie i z życia poleciałem natychmiast dalej. Wracając zauważyłem że rodzice śpią. *jestem genialny*. Wchodzę do pokoju i rodzice już nie śpią. Jak tylko wszedłęm coś dziwnego stało się z moimi nogami. Jedna pojechała do przodu a druga za nią nie nadążyła. Jak walnąłem całym sobą o podłogę to oczywiście rodzice się obudzili :/ . Znowu pogadanka z matką. "Upłynął Twój czas na ruch." Shit.
Więc tak. Wnioskuję o to żeby producenci środków do smarowania inofrmowali że podłogę trzaba zetrzeć papierem ściernym. Zamieszczali dokładne instrukcje co robić i jak. Albo niech dołączą do płynu antypoślizgowe buciki. Wtedy można przeżyć. A tak? Nie dość że straciłem czas to jeszcze później się okazało że nogę skręciem. sic!'
-------------------------------------------
'Wsiadłem rano do tramwaju. Pojechałem do pracy. Nic nie byłoby w tym dziwnego. Ale wsiadłem i nie mogłem uwierzyć. Pierwszy raz w tramwaju muzyczka. Z radia. I to jaka błoga. Usiadłem na swoim ulubionym miejscu. Zanim przejechałem trzy przystanki (tyle mi zajmuje dojazd do pracy) zasnąłem. Obudziłem się poniewczasie jak tramwaj już wracał z pętli końcowej. Na 9 w pracy. Patrzę na zegarek. 9.40. Pięknie. Do roboty znowu mam teraz 35 minut. Więc co? Trzeba się jeszcze zdrzemnąć. Daje się we znaki brydżyk przy nocnym piwku. (Kto wpadł na pomysł że się pracuje w dzień???? wtedy mógłbym grać w pracy i by było ok). Budzę się z przeświadczeniem że zaraz wysiadam. miła muzyczka trwa nadal. I co? jestem przystanek przed nastepną pętlą. 10.50. Myślę pięknie. Dzwonię do Prezesa że się spóźnię z przyczyn dla mnie bliżej nieznanych. (???) Jadę dalej. Wysiadam przed pracą. 11.30. Prezes pasy ze mnie chce drzeć. Nie daję się. Siadam do pracy. Przypominam sobie. Miałem urwać się o 13.00. no cóż. Tak będzie trzeba poczynić.
Wychodzę z pracy. Jadę na uczelnię. Wsiadam do tramwaju. Co jest dzisiaj? Znowu muzyczka. Zasnąłem. Obudziłem się przystanek przed domem. Poszedłem do domu. Telefon od Prezesa. Mam obciętą premię. Dzwonię do dziekana. Mam oblany egzamin. I jak im wytłumaczyć że to wszystko przez masońsko - komunistyczne zapędy żeby mnie uśpić w tramwaju???? I to w tak ważny dzień.
Wsiadam na następny dzień do tramwaju. Nie ma muzyczki. Praca jak co dzień. Na uczelni spokój. Ale premii nie mam. I czeka mnie poprawka.
Shit.'
[inwizobol mołd]Jam jest siewcą uśmiechów, a mordy smutne mem gruntem ornym, na którem krzak bananowca owocem nie skąpi[/inwizobol mołd]