12-16-2006, 12:37 PM
Cytat:Chuck Shuldiner się wybił bo po mistrzowsku dobierał sobie lepszych od siebie muzyków i wiedział co i od kogo zerżnąć. Sam był tylko dobry technicznie, co w tej muzyce (przynajmniej we wczesnym stadium było sprawą drugorzędną)
W Mantas na woxach był Kam Lee od którego zerżnął wokale. Na niezliczonej ilości demówek Death dzieją się naprawdę fajne rzeczy. Ale i tak kasowane przez powiedzmy Necrovore czy Incubus Sterlinga Von Scarborough. Co nie zmiania faktu, że to i tak zdecydowane 10/10
Na "Scream Bloody Gore" na perkli gra Chris Reifert i niespodzianka - wyszła płyta bardzo podobna do tego co potem nagra Autopsy na "Severed Survival" [SBG >> najlepsza płyta death oczywiście]
Na "Leprosy" dobrał sobie Czaki, piękny chłopiec kolesi Andrewsa, Rozza i Butlera. Wyszła siermięga na potęgę w dokładnie tym samym stylu w jakim potem wyjdzie "From Beyond" Massacre, w ktorym ci wlasnie Andrews, Butler i Rozz grali. Na woxach był ofcourse Kam Lee od ktorego Shuldiner podpatrzył manierę wokalną.
Na tróce zamiast Rozza, który nie bardzo umiał grać na gitarze (vide solówki z From Beyond) zagrał James Murphy, w ówczesnym czasie najlepszy gitarzysta w zespole. Pociagnął zespół w stronę bardziej technicznego grania gitarowego. Sekcja rytmiczna dalej pozostała prosta (no nie na darmo Andrewsa chcieli później na perksuji w Metalucifer). Generalnie wyszły klimaty późnego Possessed
Na "Human" dobrał sobie już samych wirtuozów. Di'Giorgio nawet w Autopsy na miniaczu "Fiend For Blood" potrafił zagrać technicznego basa (W Autopsy -sic!) a Masvidal i Reinert to goście z Cynic. Zespołu z którego Chuck chciałby zerżnąć, ale niestety był dla niego za dobry. Z perkusistą, który poradzi sobie z wszystkim - od jazzu po blasta i, również, o wiele lepszym od siebie gitarmenem (posłuchajcie wybryków Masvidala w Cynic tudzież na "On the seventh day god created... master" Master) wyszłą płyta dużo bardziej techniczna od pozostałych. No cóż odeszli Andrews i Butler miłośnicy siermięgi a przyszli Masvidal, Reinert i Di'Giorgio - szaleni wirtuozi. Możemy się założyć kto pociągnął kapelę w stronę bardziej technicznego grania? Tak powstała ostatnia dobra płyta kapeli. Cynikowe "Cosmic Sea" i hiciarskie "Suicide Machine" mogą ruszyć. Ale i tak nie jest to "Focus" czy poziom Atheist lub Suffocation.
Następna płyta może ciekawić ze względu na obecność tak boskiego perkusisty jak Gene Hoglan i (znów!) lepszego gitarmena niż Czak - Andyego La Rocque. Jest już słaba. Na "Symbolic" ostał się już tylko Hoglan, ale nawet on nie ratuje sytuacji, bo płyta jest cieniutka. Chuck został sam jako lider, już nie miał Reiferta żeby móc nagrać fajna młóckę, death'n'rolla nie pogra bo Andrews/Butler i Rozz już wyemigrowali, kto mu napisze death/thrashową piosenkę jak nie ma Murphy'ego, technicznego, pokręconego death metalu też już nie napisze bo Masvidal, Di Giorgio i Reinert dawno go olali. Mógł liczyć tylko na siebie, swój kunszt i umiejetności. Już nikt za niego nie pracował w kapeli. I co zrobił Chuck? "The sound of pereservence", taką żenadę że aż wstyd wspominać, że się próbowało to kiedyś przesłuchać.
Kiedy umarł nagle okrzyknięto go wielkim artysta, wszycy piszą RIP, jaki był fajny w prasie pojawiają się kuriozalne wywiady z jego matką, babcią, sąsiadami, mleczarzem. Nie on jeden k*r*a na scenie umarł na raka, ale tylko death jest znane przez rzesze "metali". Żałoba po nim była równie nieciekawa i bezmyślna jak po JPII. Dajcie mu spokoj, nekrofile.
Przemyślcie sprawę, a jak amcie wątpliwości to literaturą uzupełniającą winno być: Autospy "Severed Survival", Massacre "From Beyond", Possessed "Beyond the gates / the eyes of horror", Cynic "Focus", pierwsze trzy Atheist, Suffocation "Effigy Of the Forgotten".