Kapela a Frontman... -
Ryhtyk - 06-27-2005
Założyłem ten temat w tym dziale, ponieważ chodzi mi tu o każdy rodzaj muzyki. Mianowicie wiele zespołów jest kojarzonych wyłącznie z wokalistą np- Nirvana to u niektórych Kurt Cobain, a U2 to Bono, to samo ma się w przypadku takich zespołów jak- Cranberries, Green Day(niesłucham tego zespołu coprawda, ale wielu ludzi zachwyca się wokalistą, tak jakby reszta się nie liczyła). Korn'a docenia dużo ludzi głównie za Jonathana Davisa, Adema bez Marky Chaveza to już nie Adema itepe itede. Chciałem was spytać co sądzicie o czymś takim, uważam że zespół powinien być szanowany za całokształt i jako cała grupa, a nie wyłącznie za wokaliste/gitarzyste czy kogoś tam jeszcze.
(jak był taki temat to sorry)
-
seelenleib - 06-27-2005
no to chyba oczywiste...
brzmienie to efekt wspolpracy wszytstkich elementow i nie ma o czym dyskutowac...
jak ktos zachwyca sie tylko wokalista to jest zwyklym ignorantem, chyba ze reszta w zespole rzeczywiscie kuleje...
a "frontman" juz z zalozenia jest najbardziej charakterystycznym "elementem" i jezeli nie wglebi sie choc troche w istote zespolu to pozostaje tez jedynym rozpoznawalnym...
-
Nivo - 06-27-2005
ja tam zawsze kojarzę kapelę z wokalistą
to chyba normalne?
-
aXe Rose - 06-27-2005
Nivo napisał(a):ja tam zawsze kojarzę kapelę z wokalistą
to chyba normalne?
Nie zawsze

trudno nie zauważać np. Zakka W. na płytach Ozzy'ego
-
Axel - 06-27-2005
dla mnie zespoł to zespoł i jesli mysle np o Bathorym to nie mysle tylko o Quorthonie acz o całym zespole
-
Alsvartr - 06-27-2005
Tyle, że dla 2/3 fanów Bathory to tylko Quorthon bo mało który wie kto z nim grał.
-
Tomash - 06-27-2005
Ciekawe pytanie. Są zespoły które po stracie wydawałoby się nizastapionego frontmana bez większych problemów się podnosiły, np. AC/DC, Van Halen(oczywiściechodzi mi o zmianę Lee Rorh->Hagar), Deep Purple(Gillan->Coverdale), Black Sabbath(Osbourne->DIO), inne straciły część gfanów, ale nadal grają dobrze, a może nawet pozyskały nowych wielbicieli: Pink Floyd, Misfits, KAT, Black Sabbath z Gillanem i Martinem, Judas Priest z Ripperem, Ironi z Blazem, Sepultura a inne niestety nie były w stanie się podniesć po odejściu frontmana, jak np. INXS lub zeszły na zupełnie dalszy plan jak Sweet, Uriah Heep, Venom(choć Tony Dolan nie jest zły), Destruction bez Schmiera... tak że wg. mnie nie ma tu reguły, choć faktycznie niektórych wykonawców ciężko sobie wyobrazić bez charyzmatycznego frontmana
-
aXe Rose - 06-27-2005
Heh moim zdaniem jeszcze za wcześnie żeby mówić o Kacie...
-
ReTuRn - 06-27-2005
Pink Floyd po stracie Watersa nagral dwie swietne plyty. Z drugiej strony Nirvana po smierci Cobaina nie mogla grac dalej w zadnym wypadku, tak jak Alice in Chains bez frontmana, choc teraz probuja sie bez niego reaktywowac- smiech na sali.
Roznie w roznych wypadkach, ale nie wolno przesadzac mimo wszystko z rola lidera..
-
Wierzbok - 06-27-2005
Nie zgadzam się, że zawsze "każdy coś wnosi". Są kapele, w których liczy się przede wszystkim jedna osoba mająca swoją wizję. A reszta to właściwie muzycy sesyjni.
Tyle że to nie reguła. Na przykład po śmierci Joe Strummera każdy momentalnie zapomniał o zasługach także genialnego Micka Jonesa, który przecież był współzałożycielem The Clash.
No i są sytuacje, kiedy śmierć wynosi kogoś konkretnego na ołtarze (Cobain, Staley). Swoją drogą- rola w zespole to jedno, a talent to drugie. W końcu perkusista Nirvany, Dave Grohl, radzi sobie nieźle w Foo Fighters. Natomiast Cantrell też zajął się działalnością solową.
Ja osobiście nie mylę kapeli z frontmenem. Śmieszą mnie trochę ludzie używający słowa "Kazik" wobec piosenek Kultu, KNŻ i jego solowych rzeczy.
I tak dalej, i tak dalej. Nie istnieje reguła.
-
Tomash - 06-27-2005
ReTuRn napisał(a):tak jak Alice in Chains bez frontmana, choc teraz probuja sie bez niego reaktywowac- smiech na sali.
Czemu? Myśle że z Cantrellem za mikrofonem daliby radę
-
ReTuRn - 06-27-2005
Coz- Staley byl obdrzony jedynym w swoim rodzaju wokalem. To wlasnie barwa jego glosu w wielu utworach stanowi ten magnes, ktory przyszpila sluchacza.
-
Ryhtyk - 06-28-2005
W niektórych przypadkach zmiana wokalisty równoważy się z rozpadem kapeli, choć można zobaczyć takie powiąznia jak 3/4 RATM + głos Soundgarden, no i wychodzi im to całkiem nieźle, jestem tylko ciekaw czy Zack De La Rocha coś wyda, podobno nagrał jakiś album, ale nikt nic o tym nie wie. Natomiast rozpad Creed, miał swoje + i - 3/4 Creed i Myles Kennedy z Mayfield Four, i można nawet powiedzieć że Alter Bridge gra lepszą muzykę od tego co panowie prezentowali pod nazwą Creed, natomiast gdyby z zespołu jakimś cudem odszedł Mark Tremonti, to IMO byłby już koniec tej kapeli. Tak samo jest np. Tool- Maynard Keenan. Fakt w niektórych zespołach ktoś wyróżnia sie bardziej od reszty, np. wokalista 3 Doors Down, ma świetny głos, ale jak dla mnie kapela która z nim gra, odstaje od niego, i może dlatego wielu ludzi odwraca się od tego zespołu.
A co myślicie o tym- czy jeśli od zespołu odejdzie wokalista, lub charakterystycznie grający gitarzysta, to czy zespół powinien zostać pod tą samą nazwą, czy powinien zostać utworzony nowy projekt tj. miało to miejsce w 2 wyżej wymienionych przeze mnie kapelach?
-
Kamael - 06-28-2005
Możesz wyjaśnić o co konkretnie chodziło Ci, gdy przywołałeś sprawę Tool'a i Keenana? Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, ale masz na myśli, że gdyby odszedł zespół rozpadłby się?
Sam nie nad tym zastanawiałem mówiąc szczerze... Carey, Jones i Chancellor są na tyle dobrymi muzykami, by tworzyć coś dalej, ale czy robiliby to dalej pod postacią Tool'a już bez Keenana? Trudno powiedzieć. Wtedy na pewno zespół straciłby coś charakterystycznego, to co właśnie ten świetny wokalista wnosi jako frontman - coś co sprawia, że muzyka zespołu przesączona jest emocjami i tak na odbiorcę działa.
-
Wierzbok - 06-28-2005
A dla mnie Audioslave to porażka. Tak jak ubóstwiam Toma Morello w RATM, tak zupełnie nie trawię w nowym projekcie. Tylko z Zackiem się tak idealnie uzupełniali.