Jaka ciekawa dyskusja sie tu toczy, nareszcie jakos ostrzej
Coz, ja tez sie w tym temacie wypowiem... Przede wszystkim nie nalezy traktowac punka ogolnikowo - street punk, kalifornia, skatepunk, hardcore, oi!, a od biedy nawet emo to odlamy punka, ktore nalezy traktowac oddzielnie. Generalizowanie pozawala jedynie na wykazanie swojego ignoranctwa... W kazdym z ww. odlamow sa zarowno kapele dobre, jak i gowniane (co zreszta bardzo odkrywcze nie jest

). Ja sam osobiscie zagranicznego klasycznego punka nie slucham, czasami zarzuce sobie The Clash albo Ramones, za to melodic i kalifornia bardzo czesto goszcza w moim Winampie (Rise Against, Pennywise, Offspring, AFI, z rzadka Green Day).
Zupelnie inna para kaloszy to tzw. polski punk, i jesli o niego chodzi to zgadzam sie z MegaCzyrakiem. Z calego punku, postpunku naprawde bardzo ciezko wynalezc jakiekolwiek wartosciowe kapele. Nie cierpie Hurtu, Hepisedu, KSU, Włochatego i calego tego gownianego popu, a takze wszystkich kapel "anarachistycznych" i "pacyfistycznych". W tym przyadku od samej muzyki gorsi sa tylko hipisi jej sluchajacy. Slucha toto Pidzamy Porno, ma sie za anarchiste, pacyfiste, interesuje sie polityka (co na dobra sprawe ogranicza sie do opowiadania czerstwych dowcipow o Kaczorach i Giertychu), wszedzie widzi zagrozenia dla wolnosci slowa w Polsce, no i rzecz jasna umila sobie czas pijac tanie wina.
Natomiast jesli chodzi o metalcore... od dosc niedawna zainteresowalem sie tym gatunkiem, no i niestety MaFFej ma racje w duzym stopniu - kapele sa dosc wtorne i nieraz ciezko odroznic jedna od drugiej. Metalcore to jednak takie brzmienie, ktore lubie i dlatego dosc czesto slucham As I Lay Dying, Caliban, Lamb Of God, czy tez Unearth. Najbardziej jednak podchodzi mi Bullet For My Valentine (wiem, podpadam) ze wzgledu na melodyjnosc i na to, ze nie reaguje alergicznie na pierwiastek emo.